To jest ten dzień. Dzień którego wypatrywaliśmy od 20 marca, kiedy to nasze stopy rozpoczęły wędrowanie Jasnogórskim szlakiem jakubowym z Bibieli do pięknego Sączowa i do bazyliki piekarskiej. Ostatni akord tej wiosennej wędrówki zaplanowaliśmy z Lubszy do Bibieli właśnie. Jeszcze trzy tygodnie temu, będąc w Lubszy i siedząc w szkole przy kawie, nie przyszło by nam do głowy, że ta niedziela tak pięknie nam się skomponuje.
Przed godziną ósmą rano, do kościoła św. Jakuba w Lubszy przywieźli nas niezawodni Lubuszanie, którzy obiecali swą pomoc w transporcie i tejże obietnicy dotrzymali. Rozpoczęliśmy ten dzień mszą świętą a po niej zostaliśmy zaproszeni przez księdza proboszcza na poczęstunek, na farę. Bardzo miły i sympatyczny gest, zwłaszcza, że w trakcie tego spotkania były tematy zarówno organizacyjne jak i historyczne, związane oczywiście z lubszecką świątynią. Dowiedzieliśmy się na przykład, że kościół w Lubszy ma dwóch patronów. Oprócz naszego pielgrzymowego Patrona, pieczę nad parafią ma również święty Wojciech, misjonarz, męczennik, patron Polski, Czech i Węgier. Pięknie księdzu proboszczowi lubszeckiego kościoła i parafii – w tym miejscu – DZIĘKUJEMY.
Gdy wychodziliśmy z Lubszy, zajrzeliśmy na chwileczkę do Józefa Lompy (1797-1863) polskiego działacza, poety, tłumacza, pioniera oświaty ludowej oraz etnografii na Śląsku, siedzącego niedaleko kościoła.
Fragment Jego życiorysu :„Pracując na posadzie nauczyciela w Lubszy rozpoczął działalność pisarską, społeczną oraz narodową, za co został dyscyplinarnie zwolniony w 1849 roku przez władze pruskie. Władze rejencji opolskiej pozbawiły go także emerytury oraz wymówiły mu służbowe mieszkanie. W 1858 roku z powodu policyjnych szykan przeniósł się do Woźnik, gdzie był tłumaczem sądowym … [wikipedia.pl]
Od chwili pożegnania z Lubszą czekały na nas już tylko i wyłącznie lasy. Nie mogliśmy się nacieszyć zielenią, zapachem i odgłosami, które z niego dolatywały. Od czasu do czasu przyłączał się do nas również deszcz, który mocniej lub słabiej ale skutecznie nas chłodził. Na żadnym z pielgrzymów nie robiło to zbytniego wrażenia. Peleryny i kurtki przeciwdeszczowe były na wyposażeniu u wszystkich uczestników. W tym miejscu nadmienić należy, że oprócz naszej grupowej dwunastki (trzech Panów nieobecnych z różnych powodów) szli z nami mieszkańcy Lubszy i okolic, pod skrzydłami Szanownej Pani Ewy, dyrektorki Szkoły Podstawowej w której gościliśmy trzy tygodnie wcześniej. Tak więc bardzo liczna, bo dziewiętnastoosobowa ekipa, wędrowała szlakiem jakubowym nie przejmując się w ogóle tym, co przygotowała Matka Natura.
Padający deszcz na pewno miał wpływ na to, że w jednym miejscu było bardzo duże rozlewisko wodne, nie pozwalające przejść suchą stopą. Jednak jakaś stara drabina, kawałek drzewa i chęć pomocy kilku mężczyzn sprawiła, że każdy po kolei został przeprowadzony bezpiecznie przez ten wodny tor przeszkód. Nie licząc nastoletniego Bartka, który miał bezpośredni kontakt prawej nogi z wodą. Może to był chrzest na szlaku jakubowym? My Pielgrzymi, tak to sobie wytłumaczyliśmy.
Ogólnie można by zakończyć opis faktem, że kiedyś las musiał się skończyć co zwiastowało by zakończenie naszego etapu, ale nie tym razem. Otóż, większość tak jak i my zainteresowana była – przy okazji będąc w tych okolicach – odwiedzeniem i zobaczeniem zalewisk, na tak zwanych Pasiekach, gdzie dawniej była kopalnia rudy i kruszcu – Bibiela. Wiele informacji można znaleźć na ten temat ale nie ma to jak samemu znaleźć się w tym miejscu i na własne oczy zobaczyć pozostałe ruiny i stawy, które w tych miejscach pozostały po dziś dzień. Atrakcja, której w ogóle nie było w planie. Widocznie święty Jakub to zaplanował, bo wszyscy wyszli stamtąd czując niedosyt i wokoło było słychać „kiedyś musimy tu wrócić i zobaczyć więcej”. Tak, ta obietnica i w nas wykiełkowała. Może kiedyś się spełni.
Po opuszczeniu Pasieki, udaliśmy się na ostatni fragment naszej drogi, czyli do drogi asfaltowej przechodzącej przez całą Bibielę. Nadmienić tu także należy, że kilka kilometrów wcześniej, ze względu na leśne uwarunkowania (duże koleiny po wyrębie i wywozie drewna) oraz padający wciąż deszcz, trasa tego etapu została lekko zmodyfikowana. Z drugiej zaś strony, była ona sprawdzeniem, czy w ogóle można myśleć o nadaniu zmian szlakowi aby pielgrzym cieszył się tym co widzi a nie musiał brodzić przez różne mniej lub więcej głębsze, leśne błota.
Szczęśliwi, radośni i niewiele zmęczeni doszliśmy do pętli autobusowej w Bibieli, gdzie zakończyliśmy projekt związany z wiosennym, grupowym przejściem Jasnogórskiej Drogi świętego Jakuba. Brawa dla Wszystkich uczestników i podziękowania dla naszych lubszeckich Gości, z którymi mam nadzieję, będzie okazja jeszcze się spotkać i przejść kolejnych, kilkanaście kilometrów szlakiem patrona Wszystkich Pielgrzymów.
Do kolejnej części tegorocznego projektu, czyli do lata pozostaje ponad dwadzieścia dni ale nie oznacza to wcale, że spoczniemy. Pewnie jeszcze niejedna wędrówka nas się nadarzy i niejedną Drogę na naszym blogu opiszemy. BUEN CAMINO !