[NIEDZIELA CUDÓW I PODZIĘKOWAŃ]
Kolejna, trochę niespokojna noc za nami, (ulewy i nocne burze) ale skoro wstało słonko to i my wstaliśmy, wiedząc, że czeka nas dzisiaj kolejny dzień z wędrowaniem muszelkowym szlakiem i że na końcu czeka nas spotkanie z Patronem w Sanktuarium pod Jego Wezwaniem. Na godzinę 8:00 była zaplanowana zbiórka. Zbiórka to za duże słowo, bo zebrało się parę osób – przyjezdnych z Wrocławia i my. Reszta pielgrzymów jeszcze była w miejscu noclegowym, bo nie umiała się z rana pozbierać do wyjścia, więc z góry było wiadomo, że na czas się nie wyrobią.
Po powitaniach ustaliliśmy, że grupa kobiet pierwsza wyrusza a my jeszcze chwilę poczekamy, może Ktoś się pojawi. Nie ukrywamy, że rozglądaliśmy się za organizatorami, ale nikogo takiego w niedzielny poranek w Głogowie się nie doczekaliśmy. Ale w zamian, pojawiła się kobieta, która pędziła z Zielonej Góry i wiedząc że się spóźni, zadzwoniła z drogi z prośbą aby na Nią zaczekać. To od Niej dowiedzieliśmy się, że nie mamy na kogo czekać, bo poza pielgrzymami którzy nocowali w centrum miasta, Nikt inny już nie przyjdzie i Nikt do Jakubowa nas nie poprowadzi. Daria, bo tak miała na imię zielonogórzanka, zostawiła więc samochód na parkingu przy kościele Redemptorystów i zgodziła się na to, abyśmy to my byli Jej przewodnikami na tej Jakubowej Drodze.
Pierwszy niedzielny cud – tak jak my, cztery lata temu, gdy zobaczyliśmy jakieś ogłoszenie, pojechaliśmy do Toszka na jakieś grupowe przejście, tak i Ona dzisiaj chciała zasmakować czegoś nowego. Pierwsze kroki i już garść pierwszych pytań : dlaczego idziemy tak a nie inaczej, co obserwować, jak czytać oznakowania po drodze, co to jest Droga Świętego Jakuba, na czym polega caminowanie itd. Dokładnie te same pytania zadawaliśmy dopiero co poznawanym pielgrzymom w Toszku.
Grupę Pań z Wrocławia dogoniliśmy szybciutko korzystając z okazji, że lekko pobłądziły i musiały się wrócić o jedno skrzyżowanie, na którym my się już znaleźliśmy. Więc stał się kolejny cud, nasze dwie grupki się połączyły i razem powędrowały w dalszą drogę. Jeden facet i kilka gąsek, za Nim idących to musiał być piękny, pielgrzymkowy widok. Radości i uśmiechów nam nie zabrakło przez całą wędrówkę. Czasu mieliśmy dzisiaj mnóstwo, więc tempo było bardzo spacerowe a i co rusz był czas na sesje zdjęciowe w makach, pięknie rosnących na przydrożnych łąkach.
Pierwszą miejscowością na którą się natknęliśmy w trakcie niedzielnego pielgrzymowania były Kurowice i kościółek pw. Podwyższenia Krzyża. Jakaż radość była w grupie, gdy okazało się, że drzwi są otwarte i można wejść obejrzeć, pomodlić się lub po prostu chwilę wytchnąć w kościelnej ławeczce. Przez Modłę i Łagoszów Mały dotarliśmy do wsi Jakubów.
„Nazwa wsi pochodzi od świętego Jakuba, patrona miejscowego kościoła, istniejącego, według kronikarza parafii, ks. J. Górlicha, od 991 roku. Według niego pierwotna świątynia powstała na otwartym polu w miejscu, w którym poganie składali ofiary swoim bogom. Data ta nie jest jednak pewna, jako że opiera się na tradycji i dawnych przekazach. Badacz historii Śląska, J. Blaschke, cytuje natomiast zapis Jacopo Maiori 1103, znajdujący się ponoć na zbudowanej obok kościoła wieży, która służyła jako schronienie podczas napadów. W 1376 r. bezspornie istniał już w Jakubowie gotycki kościół podległy głogowskiej kolegiacie. Po wojnie wieś nazwano Dębiną, jednak w roku 1950 przywrócono jej nazwę Jakubów.” [wikipedia.pl]
Pierwsze kroki skierowaliśmy w kierunku XVII wiecznych ruin Pałacu w Jakubowie. Trzyosobowa sesja zdjęciowa i nasze nogi powędrowały w kierunku świątyni o której rozmawialiśmy i myśleliśmy od piątkowego przyjazdu do Leszna. Sanktuarium i parafia pw. św. Jakuba w Jakubowie, to prawie jak Częstochowa lub Góra świętej Anny. Nie ma niedzieli w której nie było by tu turystów, pielgrzymów lub innych przyjezdnych, chcących zobaczyć to miejsce. Kościół ten [KOŚCIÓŁ NR 23] zlokalizowany jest w gminie Radwanice, powiecie polkowickim, w województwie dolnośląskim i należy do diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. W Sanktuarium tym znajdują się relikwie świętego Jakuba Apostoła pochodzące z Rzymu.
Najpierw usiedliśmy pod wiatą aby zjeść wspólny posiłek i z każdym kęsem kanapek, nie dość że zaspokajaliśmy głód to i ludzi pod wiatą było coraz więcej. Nie minęły dwa kwadranse a dołączyli do nas Wszyscy co spali na Grodzkiej w Głogowie i niespodziewanie… na rowerze przyjechał wczorajszy znajomy z Wilkowa, Edek. Przyjechał bo koniecznie chciał się z Nami spotkać, spytać co u Nas i pokazać nam schowane niedaleko, oznakowane dla Wszystkich, Źródełko św. Jakuba, słynące z różnych cudów i ozdrowień. Sam przyjazd Górnika z kopalni miedzi był dla nas mega wydarzeniem. Nie minęło kolejnych kilka chwil a dołączyli koledzy – wędrowcy z piątkowego odcinka którzy przynieśli… kijki, zostawione, ba, zagubione w Konradowie – również przy kościele jakubowym. Ależ było zaskoczenie i niedowierzanie.
Msza święta była przedostatnim akordem tego jakubowo-wschowsko-głogowskiego spotkania. Okazało się jednak, że nie będzie księdza proboszcza z Jakubowa bo miał wyjazd do Gorzowa by tam głosić homilie i promować jakubowe pielgrzymowanie a w zamian do Jego parafii i przyległych kościołów przyjechał ksiądz Rafał – z Gorzowa. Odprawił już od rana kilka mszy a w samo południe przyszło Mu się spotkać z wiernymi i pielgrzymami w jakubowym Sanktuarium. Nabożeństwo na samy wstępie było okraszone okadzeniem kościoła z miejscowego, pięknego kadzidła, zrobionego na wzór botafumeiro z Santiago de Compostela.
„Botafumeiro (gal. wydzielający dym) – największy na świecie trybularz znajdujący się w katedrze w Santiago de Compostela. Mierzy 160 cm wysokości i puste waży ok. 60 kg. Do jego rozpalenia potrzeba ok. 40 kg węgla drzewnego i kadzidła. Stale eksponowane jest w bibliotece katedralnej, a używane tylko w piątki na zakończenie Mszy św. dla pielgrzymów o godz. 19:30 oraz w czasie ważniejszych i bardziej uroczystych nabożeństw.”
Taki pokaz okadzania mieliśmy okazję widzieć w trakcie Parlamentu Jakubowego w Sanktuarium w Brzesku. Każdy taki element mszy świętej, każdemu pielgrzymowi zapada głęboko z pamięć. Ale każda dodatkowa minuta nabożeństwa była dla nas każdą minutą mniej, do zrealizowania ostatniej części planu jaki mieliśmy w głowach. Piękne kazanie, msza święta w pięknym kościele i nieubłagalnie biegnące wskazówki zegarka. Mamy nadzieję, że nasz Patron nie miał nam tego za złe, że im bliżej końca nabożeństwa, tym mniej patrzeliśmy na ołtarz a bardziej na czasomierz, kroczący minuta po minucie. Gdy minęła godzina trzynasta, ksiądz postanowił jeszcze przeczytać kilka ogłoszeń parafialnych i podzielić się z nami, wiernymi w kościele kilkoma zdaniami okolicznych podziękowań.
Siedem minut później, siedzieliśmy w samochodzie Pana Tomasza i patrzyliśmy przed siebie, wypatrując budynku dworca kolejowego w Głogowie. Bogu Niech będą DZIĘKI. O godzinie 13:21 stanęliśmy na peronie 1 tegoż dworca i usłyszeliśmy zapowiedź o pociągu Intercity WAWEL, który za parę chwil miał wjechać na naszą stację. Cuda są u góry zapisane i my często stajemy się tego świadkami. Rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, że co ma być to i tak będzie. Przecież nie poinformowaliśmy księdza o naszej potrzebie dostania się na pociąg a i tak na niego zdążyliśmy. I tu jedno z podziękowań – Pani Ewie i mężowi, którzy już w piątek dali nam słowo, że zaraz po mszy w Jakubowie będziemy mieli transfer samochodowy do Głogowa. Jak powiedzieli, tak się stało – zmienił się tylko samochód i kierowca, ale przecież to nie miało wtedy dla nas żadnego znaczenia.
***
Po takiej, trzydniowej przygodzie, podziękowania cisną się same :
* Świętemu Jakubowi za każdy kilometr Drogi (a było ich łącznie 66), za słońce, deszcz i komary;
* Zdzisławowi, Maciejowi i Łukaszowi – wędrowanie piątkowe miało lepszy smak w Waszym towarzystwie;
* Mai z Poznania, która uwierzyła, że jak pójdzie z nami w długą, sobotnią wędrówkę, dotrze do celu niezależnie jakimi drogami byśmy ją poprowadzili;
* Pani właścicielce „Pokoi Gościnnych SLK” z Głogowa, która gdyby mogła, to i drugą szóstkę pielgrzymów upchnęła by pod swój dach, nawet gdyby miała oddać swoje własne łóżko;
* Darii z Zielonej Góry, która swoją ciekawością i dociekliwością pokazała nam, jak my wyglądaliśmy w kwietniu 2017 roku, gdy stawialiśmy pierwsze kroki na swoim camino, które trwa do tej pory i której życzyliśmy, aby tak my „zaraziła” się muszlami i żółtymi strzałkami na swej drodze;
* Leokadii i „niedzielnym gąskom”, za rozmowy, uśmiech i wspólne pielgrzymowanie;
* Edwardowi z Wilkowa koło Głogowa, za każde słowo, każdy gest i każdy „dar Boży”;
* pielgrzymom, którzy razem z nami dotarli do Głogowa – za wsparcie i pomoc oraz za wspólne oczekiwanie na nocleg;
* księdzu Rafałowi, że nie chciał jeszcze o kilka minut przedłużyć swojej homilii;
* Panu Tomaszowi za expressową dostawę nas i naszych plecaków na głogowski Dworzec PKP;
* kochanej synowej Natalii, że czekała na nas w Gliwicach i prosto z Dworca kolejowego zawiozła nas do Bytomia.
Na sam koniec – obiecane pieczątki, zebrane w czasie piątkowego i sobotniego pielgrzymowania.
Wam, Drodzy blogowi Czytelnicy DZIĘKUJEMY, jeśli dotarliście do końca tej szlakowej opowieści – z wiarą, że Was nie zanudziliśmy, z nadzieją, że może Was troszkę zainteresowaliśmy naszymi przygodami i z wielką ufnością, że zajrzycie ponownie aby poczytać, co się jeszcze wydarzyło na naszym małżeńskim, jakubowym CAMINO.
BUEN CAMINO !