Gdy wróciliśmy 20 lipca z pierwszego, niespodziewanego dla nas, przejścia tą jakubową Drogą, natychmiast rozesłaliśmy pytania do bardziej od nas zorientowanych ludzi, w temacie tej – wydawałoby się – wyznaczonej i wyznakowanej drogi. Wiecie już od nas, że na niecałym, dziesięciokilometrowym odcinku, nie licząc tablic na kościelnych murach w Krzepicach – znaleźliśmy aż dwie muszle szlakowe. W bardzo wielkiej euforii z naszego odkrycia, zadaliśmy kilka pytań, wysłaliśmy mapkę i link do naszego wpisu i oczekiwaliśmy odpowiedzi.
W parę dni posiedliśmy wiedzę na temat Kto i kiedy miał w planie wytyczyć i oznaczyć Jurajską Drogę św. Jakuba i dlaczego to nie wyszło. W odpowiedziach, otrzymaliśmy również sugestię – cytując klasyka : „nie idźcie tą drogą” i dać się tej drodze samej, zapomnieć. Jako ciekawscy i ciekawi otaczającego nas świata, postanowiliśmy jednak przejść drugi etap i poszukać – być może – kolejnych, jeśli nie śladów to chociaż mikro-śladzików owej, zapomnianej, Jurajskiej Drogi.
Pół godziny po wschodzie słońca (wstało sobie w Bytomiu o godzinie 5:11) siedzieliśmy w pociągu do Tarnowskich Gór, by przesiąść się do kolejnego i pojechać w kierunku Truskolasów. Dokładnie w tym miejscu zaplanowaliśmy rozpocząć ten długi dzień, bo powrót do Bytomia mieliśmy zaplanowany dopiero na godzinę 18:18, czyli na ponad dwie godziny przed słonecznym zachodem.
W czasie 40-minutowej jazdy autobusem komunikacji zastępczej jakoś tak wyszło, że postanowiliśmy wysiąść jeden przystanek wcześniej, czyli w miejscowości Kuleje. Tak też zrobiliśmy i pierwsze kroki skierowaliśmy do kościoła pw. Maksymiliana Marii Kolbego. Przepiękny ołtarz i całe wnętrze…
Godzinę później byliśmy już w zupełnie innym miejscu. Dziękujemy Siostrze Łucji, że zechciała otworzyć dla nas kościół. Zabytkowy, drewniany kościół w Truskolasach, znajduje się w gminie Wręczyca Wielka, w powiecie kłobuckim. Jest kościołem parafialnym ale i Sanktuarium Matki Bożej Truskolaskiej. Zbudowany staraniami dzierżawcy starostwa krzepickiego Józefa Winnera w roku 1737 a konsekrowany dziewięć lat później.
„W ołtarzu głównym kościoła znajduje się obraz Matki Boskiej Truskolaskiej w srebrnej sukience – słynący z cudów. Obraz przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem w typie Hodegetrii. Wykonany został w technice olejnej na płótnie. Jego autorem jest malarz Bobrowski z Widawy nad rzeką Niecieczą. Według legendy obraz „oddany był w zastaw kowalowi Grzegorzowi Knosze, podczas pierwszego najazdu Szwedów >>rzucony pod ławę<<, odnaleziony i umieszczony w kaplicy za wsią, ponownie sprowadzony do kościoła, co spowodowała jasność otaczająca wizerunek”. W 1686 r. obraz został uznany za łaskawy. Po uznaniu obrazu za cudowny, za zezwoleniem biskupa Mikołaja Obornickiego, umieszczono go w głównym ołtarzu kościoła. W roku 1736 rozebrano stary kościół i wybudowano nowy, wtedy to obraz uroczyście umieszczono w ołtarzu głównym nowego kościoła, gdzie znajduje się do dzisiaj.” [wikipedia.pl]
Kolejne kilometry zostały wydeptane w deszczowej aurze, która miała jedną zaletę, było chłodno. Nie przeczuwaliśmy, że to jedyne dzisiaj półtorej godziny z przyjemnym powietrzu. Doszliśmy do miejscowości Przystajń, gdzie dzisiaj zaplanowaliśmy zrobić nasze wyjście na jakubową Drogę. Pamiętając, że tej Drogi oficjalnie nigdzie nie ma, spytaliśmy dwie osoby, które były koło kościoła o „jurajski szlak” i oznakowanie muszelkowe. Pan koszący trawę coś tam pamiętał i takie znaki widział ale według niego zostały zdjęte, bo kościół i jego otoczenie będzie remontowane w ramach przyznanych funduszy gminnych. Pani pracująca u księdza proboszcza o szlaku nie ma bladego pojęcia ale widząc nasze muszle, przyznała że ma takową w domu i że kiedyś była na wycieczce zagranicznej.
Ta wiedza lub może lepiej powiedzieć, niewiedza, utwierdzała nas w przekonaniu, że pielgrzymów tutaj widzą co najwyżej, w czasie corocznego pielgrzymowania na Jasną Górę. Ale skoro tu dotarliśmy i mieliśmy sporo czasu w zanadrzu, obraliśmy kurs szlakowy, który mieliśmy w naszych telefonach i od tej chwili wyszło słońce. Słońce świętego Jakuba – chciałoby się powiedzieć, gdyby nie to, że byliśmy na drodze niby-jakubowej. Może to się kiedyś zmieni, a może już nigdy ten temat nie ujrzy światła dziennego, bo przecież z Częstochowy w kierunku Góry świętej Anny (bo taką drogę zakładały plany) wychodzą dwie, dobrze nam znane, wyznaczone i w pełni oznakowane Drogi : Jasnogórska (którą przemierzyliśmy wiosną) i Częstochowska (którą mamy w planie wędrować jesienią).
Z Przystajni – przez takie ciekawo brzmiące miejscowości jak : Bór Zajaciński, Ługi Radły i Panoszów – doszliśmy do miejscowości Sieraków Śląski. W niektórych źródłach, jest tylko jeden człon – Sieraków. Najpierw schowaliśmy się w chłodzie w cieniu kościoła św. Piotra i Pawła a potem udaliśmy się w kierunku sierakowskiego Parku. Tam, zwieńczeniem naszego sobotniego wędrowania były ruiny Pałacu.
„Pierwotny, drewniany dwór stał w Sierakowie niewątpliwie już w XIV bądź XV w. Dwór ten, jak wiele innych obiektów tego rodzaju, wraz z majątkiem wielokrotnie zmieniał swoich właścicieli. Byli wśród nich Diwkowscy, Roużicowie, Goschitzcy, ród Chambres de Cultis, von Jordanowie, a wreszcie von Klitzingowie, którzy nabyli majątek w drugiej połowie XIX w. Pochodzący z Branderburgii von Klitzingowie wnieśli największy wkład w rozwój tutejszych włości. Dietrich von Klitzing wzniósł w 1905 r. obecny pałac.” [LINK]
Czterdzieści minut siedzieliśmy na dworcu kolejowym w Sierakowie Śląskim i ustaliliśmy, że nasze poszukiwanie Jurajskiej Drogi świętego Jakuba dzisiaj właśnie zakończyliśmy. Nie znaleźliśmy dzisiaj ani grama znaku czy informacji, mówiących o tych, że warto – asfaltowymi drogami – wędrować po tych ziemiach, na Górę świętej Anny.
Chłodny wieczór, potrzebny jest na odpoczynek, po tym pięknym acz wyczerpującym wędrowaniu.
BUEN CAMINO !