
„Każdego ranka nas wzywa ten głos,
Ruszamy w drogę by poznać los.
Każdego dnia coraz dalej i dalej,
Compostela wzywa nas.
Ref. : Ultreïa ! Ultreïa ! Et sus eia !
Boże Ty wspieraj nas”
[„Chant des pèlerins de Compostelle” tłumaczenie : Justyna Polony-Poluk, słowa polskie : Barbara Karpała]
Ta pieśń pielgrzymów z Composteli jest od kilku lat w naszych głowach i często ją sobie nucimy idąc jakubowym szlakiem. Obudziliśmy się w Brzegu, czyli w mieście przez który przechodziliśmy parę lat temu, przemierzając Drogę Królewską VIA REGIA, więc wcale nie zdziwiło nas to, że przyszła nam ona do głów, przy porannej, gorącej kawie kanapkach z konfiturami. Jej najpiękniejsze – dotąd – wykonanie, mieliśmy przyjemność usłyszeć w 2020 roku, w kościele św. Jakuba w Brzesku, na mszy świętej, kończącej obrady Parlamentu Jakubowego.
[zdradzimy się troszkę i napiszemy, że prawdopodobnie w miesiącu czerwcu znowu będzie nam dane nawiedzić jakubową, brzeską świątynię, bo Górnośląski Klub Przyjaciół Camino planuje zorganizowanie jednodniowej, autokarowej wycieczki… Nie możemy się doczekać tej wyprawy !]
SKORO („nasze” ulubione słowo od wczoraj) wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie, skoro wróciliśmy pociągiem do Grodkowa, to znaczy, że wyruszyliśmy sobotnio na szlak z wielką nadzieją, że nasz Patron pomoże nam bezpiecznie dojść do miejsca gdzie Nyska Droga ma swój koniec a jednocześnie, gdzie pielgrzym może wkroczyć na drogę VIA REGIA i przez – wspomniany już – Brzeg, kontynuować swoje pielgrzymowanie do Santiago de Compostela.
Pierwszy etap, to oczywiście przejście z Grodkowa do Żelaznej, czyli na początek dzisiejszego wędrowania z „muszlami w plecaku”.
I tu, pierwszy sobotni cud. Święta Jadwiga zaprosiła nas, szeroko otwartymi drzwiami, do wnętrza świątyni. To co wczoraj było nie możliwe do zobaczenia, dzisiaj stało się faktem. Dla nas to była ogromna radość. Zastanawialiśmy się idąc z Grodkowa, dlaczego nikt się nie zechciał zatrzymać by nas podwieźć? Odpowiedzieliśmy sobie na miejscu : mogli byśmy być za wcześnie i nie doczekawszy nabożeństwa w kościele poszli byśmy na szlak.
Przez prawie 18 kilometrów jakubowej Drogi, śmiało możemy stwierdzić, że pogoda była co najmniej hiszpańska. Przygotowani byliśmy na kilkanaście stopni ciepła a miejscami, zwłaszcza tam, gdzie o cieniu można było pomarzyć, odczuwaliśmy grzanie rzędu trzydziestu stopni Celsjusza prosto z nieba. Dodatkowo, chodziliśmy po nagrzanym asfalcie więc mieliśmy wrażenie, że byliśmy nadmiernie grillowani.
Przez takie miejscowości jak : Głębocko, Radoszowice, Sarny Wielkie i Małe oraz Stroszowice dotarliśmy do Lewina Brzeskiego. Dopiero tutaj poczuliśmy troszkę chłodu, bo w tych okolicach, nad Nysą Łużycką, zebrało się troszkę chmur na niebie, dając nam kilkanaście minut bardziej rześkiego, połączonego z wiatrem, powietrza.
Nie wchodząc do Lewina Brzeskiego, zgodnie z płynącą Nysą Kłodzką skręciliśmy w kierunku przysiółka o nazwie Raski. Wiata przystankowa zapraszała do odpoczynku, co z przyjemnością uczyniliśmy. Cudem z pewnością był fakt, że w bloku obok znaleźli się dobrzy ludzie, którzy użyczyli wrzątku na kawę. Jakże inaczej ta przerwa nam smakowała.
Siedząc na trawie za wiatą (tam znaleźliśmy troszkę cienia), planowaliśmy ostatni fragment naszej, dzisiejszej Drogi. Wydawać by się mogło, że dystans który nam został do przejścia, to przysłowiowa „bułka z masłem”…ale tak się nam tylko wydawało. Zmierzyliśmy dystans. Prawie 4 kilometry szliśmy prawie godzinę. Drzew jak na lekarstwo a zmęczenie jakby się w nas potęgowało. Rzadko, ale mieliśmy już z takim wędrowaniem do czynienia.
Czekający, święty Jakub w kościele w Skorogoszczy z pewnością widział jak nam się szło, bo przyjął nas niezmiernie „chłodno”. Cieszyło nas to kościelne wnętrze i fakt, że dotarliśmy dzisiaj do naszego (nazwanego przez nas) opolskiego Santiago.
I byłby to ostatni sobotni cud, gdyby nie fakt, że został nam jeszcze jeden etap do przejścia a jak się okazało, to prawie do przebiegnięcia. Po wyjściu z kościoła, sprawdziliśmy rozkład pociągów i okazało się, że mamy jakieś 45 minut, by znaleźć się na stacji kolejowej Przecza.
Dystans?
Prawie 4 kilometry !
Ale jak wszyscy dobrze wiemy „NIEMOŻLIWE” nie istnieje. Pielgrzymi często to doświadczają. Nam przyszło to „przećwiczyć” po prawie trzydziestokilometrowym wędrowaniu. Szybkie spojrzenie w kierunku jakubowej świątyni, prośba o dodanie sił i na stacji kolejowej byliśmy … 5 minut przed pociągiem, którym pojechaliśmy do Brzegu. Rano z Brzegu wyjechaliśmy w kierunku szlaku, by przed wieczorem, z tego samego Brzegu wrócić do domu. To był kolejny, tego dnia cud.
ps. Złapiemy trochę oddechu, odświeżymy nasze głowy i ciała i na pewno skrobniemy coś na podsumowanie zakończonej dziś NYSKIEJ DROGI ŚWIĘTEGO JAKUBA.
BUEN CAMINO !
❤️❤️
Bueno Camino 🙂❤️