
W kwietniowym wpisie wspomnieliśmy Wam już co nieco o kiełkującym i dojrzewającym w nas pomyśle z pielgrzymowaniem, mając na myśli połączenie pięknej Sanki z Bielsko-Białą. Wydawało nam się, że nie sprawi to większych problemów. Niestety, rzeczywistość pokazała, że jest inaczej,
Przez długi czas sprawdzaliśmy możliwość połączeń między Katowicami lub Krakowa z miejscowością Zator i za każdym razem okazywało się, że możemy jechać jakimś dedykowanym dla miejscowej atrakcji [pod nazwą „Energylandia”] wcześnie rano a możliwość powrotu mieć późnym wieczorem. Pytanie pomiędzy tymi rozterkami brzmiało, czy trzeba mieć bilet do tego parku rozrywki?
Coś chyba jednak drgnęło w temacie połączeń kolejowych, bo Koleje Małopolskie w weekendy i święta wprowadziły połączenia przejeżdżające przez Zator. Ale to już pieśń przyszłości dla innych pielgrzymów. Choć, uczciwie przyznać musimy, że mieliśmy chęć pomocy wyjazdu z Zatora (już w zeszłym roku), za którą pięknie dziękujemy Pielgrzymom jakubowym z Chrzanowa – Darwinie i Jackowi, z którymi spotkaliśmy się dwa dni temu na CAMINO, na naszej, śląsko-morawskiej nitce szlaku jakubowego.
Słów kilka o dzisiejszym, trzecim dniu świątecznym MAJÓWKI :
3 MAJA
„3 maja 1791 w Rzeczypospolitej Obojga Narodów uchwalono jedną z pierwszych na świecie konstytucji. Wyprzedziła ona m.in. konstytucję francuską. Konstytucja została uchwalona przez Sejm Czteroletni, który został zwołany w październiku 1788.”„Po odzyskaniu niepodległości w 1918, rocznica Konstytucji 3 maja została uznana za święto narodowe uchwałą Sejmu Ustawodawczego z 29 kwietnia 1919. Po II wojnie światowej obchodzono je do 1946, kiedy w wielu miastach doszło do krwawych demonstracji studenckich. Od tego czasu władze zabroniły publicznego świętowania, a próby manifestowania były często tłumione przez milicję. Święto to zostało oficjalne zniesione ustawą z 18 stycznia 1951 o dniach wolnych od pracy. Dopiero w roku 1981 ponownie świętowano to historyczne wydarzenie – świadczą o tym gazety codzienne z tego czasu m.in. <Trybuna Ludu>, <Głos Robotniczy>, <Życie Warszawy>”[pl.wikipedia.org]

Na małopolskiej drodze św. Jakuba jest miejscowość SANKA – z kościołem św. Jakuba i Sanktuarium Matki Bożej Saneckiej – do której nie dało się dzisiaj niczym dojechać z żadnej strony. Komunikacja autobusowa w dzień świąteczny w ogóle nie istnieje a w inne dni tygodnia można korzystać z prywatnych busów, które są na rozkładach a na drogach już niekoniecznie. I tak jest w różnych, mniejszych lub większych miejscowościach w Polsce. Do tego chyba trzeba się przyzwyczajać.
Tym razem, zawzięliśmy się chcąc spędzić MAJÓWKĘ na caminowaniu, dlatego poprosiliśmy o pomoc Przyjaciółkę z Krzeszowic, która z radością dowiozła nas pod saneckie Sanktuarium.
Agnieszko – WIELKIE podziękowanie dla Ciebie.

Gdy przywitaliśmy się ze świętym Jakubem i poleciliśmy Matce Bożej Saneckiej wszystkich polskich pielgrzymów, nadszedł czas na pielgrzymowanie. Od razu „uzbroiliśmy” się w odpowiednie atrybuty – przygotowane specjalnie na ten dzień, zapowiadany jako bardzo deszczowy. Peleryny zakrywające nas i nasze plecaki, kaptury i parasole zasłaniające od góry – to nic. To wielkie nic w spotkaniu ulewnych opadów deszczu z błotnistym podłożem, kierujących nas raz w górę a raz w dół, bez żadnych ostrzeżeń. Jazda figurowa po lodzie, bez łyżew – to przy błotnistym ślizganiu się, drobnostka.
Nie tego się spodziewaliśmy ale stawiliśmy czoła i uprawialiśmy ślizgawkę przez pierwszą, pielgrzymkową godzinę. Dystans jaki pokonaliśmy to niespełna 3 kilometry. Całe szczęście dla nas, że był to początek wędrówki a nie jego zakończenie.
Wędrując przez Rudniański Park Narodowy. miejscowości Brodła i Mirów, dotarliśmy do Podłęża i nad brzeg Wisły, gdzie kursuje prom rzeczny z jednego brzegu na drugi. Mieliśmy mieszane uczucia zbliżając się do tego „portu” gdyż kilkakrotne próby dodzwonienia się spełzły na niczym i poważnie mówiąc, szliśmy do Podłęża zupełnie w ciemno.

Prom „DROGOWIEC” został wyprodukowany w 1986 roku, Mierzy 14 metrów i 99 centymetrów długości i 655 centymetrów szerokości. Jest przystosowany do przewozu maksimum 12 pasażerów (choć większość pasażerów ma ze sobą jeszcze jakiś pojazd mechaniczny).
Jak czytamy na stronie [wadowiceonline.pl] :
„Jednostka pływająca ma burzliwą historię. Podczas majowych powodzi w 2010 prom zatonął w odmętach Wisły. Przywracanie jego sprawności trwało 14 miesięcy i kosztowało to powiat 190 tysięcy złotych. W 2013 roku przeszedł niewielki remont. W 2017 roku wrócił na wodę po ponad 10 miesięcznej, kolejnej przerwie: Państwowy Rejestr Statków nie dopuścił go do pływania: okazało po wyciągnięciu, że jest w dużo gorszym stanie, niż podejrzewano: zardzewiały, jej blachy zgniły w wielu miejscach. Starostwo Powiatowe ogłosiło kilka przetargów i w końcu udało się go naprawić za kwotę 180 tysięcy.”
Na szczęście dla pielgrzymów Małopolskiej Drogi i ku chwale św. Jakuba prom pływa i ma na szybie również naklejoną muszelkę szlakową.
Do Spytkowic doszliśmy już kompletnie przemoczeni i z kilogramami błota na butach, nie zachwycaliśmy się zbyt długo pięknym budynkiem, w którym dzisiaj funkcjonuje krakowskie archiwum Narodowe a w związku z remontowanym mostem kolejowym, nie zeszliśmy z Drogi by nawiedzić kościół ps. św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Wygląda na to, że na ten małopolski odcinek jeszcze powrócimy, bo obiecaliśmy sobie, że kościoły i obiekty będące w pobliżu szlaków musimy bezwzględnie odwiedzić i opisać innym pielgrzymującym.
Ostatni kawałek trzeciomajowej wędrówki przechodził pomiędzy stawami. Ich nazwy, to : Folwarcznik Górny, Dolny Sutów, Staw Rysowy, Nowy Spytkowski, Jakubowiec i Grabnik. To tylko te, wzdłuż których wędrowaliśmy i podziwialiśmy. Deszcz już przestał padać ale i suche i pełne wody stawy, były dla nas fantastycznym widokiem. Dolina Karpia, z której słynie ten rejon powinna być polecana każdemu, jako lek „na wszystko”. Zupełnie zapomnieliśmy w tym miejscu o mokrych ubraniach, które jeszcze nie zdążyły na nas wyschnąć.

Drugi dzisiaj, kościół św. Jakuba (oba znajdziecie w naszej galerii kościołów) minęliśmy w Palczowicach. Ta drewniana świątynia nadal jednak nie została przez nas obejrzana od środka. Zadanie ciężkie do wykonania w tygodniu a zwłaszcza w Święto. Ani trochę nas to nie zmartwiło i z jeszcze większą ochotę poszliśmy na ten ostatni, kilkukilometrowy odcinek do miejscowości Zator, starając się zgubić to, co się na butach nazbierało.

Dzisiejszą miejscowością końcową był ZATOR.
„Po raz pierwszy Zator wspomniany został w 1228 r. w dokumencie wystawionym jakoby przez księcia Kazimierza I opolskiego jako darowizna dla Komesa Klemensa z rodu Świebodziców: „Contuli etiam prefate comiti Zator villam cum hominibus super Scauam et omni iure eorum” (dokument uchodzi za sfałszowany).
Kasztelan Klemens zaś fundując klasztor Benedyktynek w Staniątkach obdarzył go Zatorem, co potwierdzał Konrad I mazowiecki w 1242 r. wymieniając Zator cum castoribus (z regale bobrowym, a więc prawem do łowienia bobrów). W 1243 r. mamy Zathor. Książę Bolesław V Wstydliwy w dokumencie wystawionym w Sandomierzu 23 lutego 1254 r. kilkukrotnie wymienia Zator”[pl.wikipedia,org]
Patronem miasta jest święty Roch a główny zatorski kościół jest pw. świętych Wojciecha i Jerzego. Ale zwiedzenie tego kościoła zostawiliśmy na następny dzień, po doczytaniu o której są rano nabożeństwa.
Znalezienie noclegu w Zatorze to sztuka nie lada, zwłaszcza w weekendy (latem są obłożone w stu procentach z dużym wyprzedzeniem). My szukaliśmy noclegu na środek tygodnia i w miarę możliwości na naszą kieszeń. Dwa tygodnie wcześniej udało się zarezerwować miejsce w ciekawo brzmiącym z nazwy, hostelu „KAPSUŁA”. Oczywiście obejrzeliśmy to miejsce noclegowe i pełni również z ciekawości, postanowiliśmy w nim przenocować.

Dosłownie 100 metrów od Rynku jest umiejscowiony ten hostel a miejsca stricte noclegowe mieszczą się na II piętrze. Jak wspomnieliśmy już wielokrotnie, Matka Natura zaplanowała na dzisiejsze święto wylać trochę deszczu na małopolskie regiony, co sprawiło, że gro chętnych na odwiedzenie parku rozrywki <Energylandia> a tym samym skorzystania z noclegu, zrezygnowało ze swojego zamierzenia.
Wydawało nam się to aż nadto piękne, gdy około godziny dziewiętnastej, po krótkiej wymianie informacji z opiekunem tego miejsca, dowiedzieliśmy się, że noc w zatorskiej „Kapsule” spędzimy sami. SAMI ! Dwadzieścia miejsc do spania a tylko miejsce numer „5” będzie miało noclegowiczów. Uwierzycie w to? My przez kilka chwil musieliśmy to sobie powtarzać by to do nas dotarło. Wolne łazienki, prysznice i dostępny bez kolejek czajnik.
Czy można czegoś chcieć więcej?
Tylko i wyłącznie odpoczynku.
***
Na naszym „sączowskim” kilometrażu pojawia się już druga setka wydeptanych kilometrów, więc przenieśmy się z kartką historyczną do roku 1424 :

BUEN CAMINO !

💙💛😃
Brawo za odwagę. BUEN CAMINO!