2024.03.09__SKOCZÓW-CIESZYN__21km

Skoro na beskidzkiej Drodze św.Jakuba meldujemy się po raz szósty, to już możemy się czuć powoli stałymi pielgrzymami, tej pięknej górzystej, żeby nie powiedzieć – górskiej – nitki szlakowej.
Po ubiegłotygodniowej wyprawie na świętokrzyską Łysicę, nasza bytomska czwórka poczuła lekki niedosyt i już we czwartek zaczęliśmy wspólnie ustalać scenariusz dzisiejszej wędrówki. A co dokładnie przyniesie ten plan? Zobaczymy, bo przecież idzie z nami nasz Patron, który może różnie poprowadzić nasze sobotnie pielgrzymowanie.

Jeśli, jesteś gotowa/gotowy – Czytelniczko, Czytelniku – to zapraszamy, zapakuj swój wirtualny plecak i udaj się z nami, wypatrując żółtych strzałek i białych muszelek z czerwonym krzyżem [na niebieskim tle].

„Za najstarszą pisaną wzmiankę o Skoczowie uważa się czasem dyplom wystawiony przez Mieszka tytułującego się jako dux Oppoliensis et dominus Tessinensis et Ratiboriensis (księcia opolskiego, pana na Cieszynie i Raciborzu, w domyśle Mieszka Otyłego) dla rycerza Przecha z Zabłocia, na którym na liście świadków widniał pisarz książęcy Mikołaj z miejscowości Coczow (Skoczów). Część badaczy uważa jednak ten dokument za sfałszowany. Idzi Panic bierze też pod uwagę taką możliwość, że mógł się tu wkraść błąd podczas przepisywania tegoż dokumentu, który mógłby być pierwotnie wystawiony przez Mieszka, późniejszego księcia cieszyńskiego w 1282, wówczas jeszcze wraz z młodszym bratem Przemkiem rządzącym księstwem raciborskim obejmującym również kasztelanię cieszyńską i oświęcimską, o wiele prawdopodobniej mogącego tytułować się księciem opolskim, panem na Cieszynie i Raciborzu, niż Mieszko Otyły, który nigdy w podobny sposób się nie tytułował. Zamiast MCCLXXXII (1282) pominięta mogła zostać liczba L, w rezultacie dając rok MCCXXXII (1232).” [pl.wikipedia.org]

Kilka minut, pięć może siedem, potrzeba nam było by stanąć stopami pielgrzymimi na Drodze i móc się do siebie uśmiechnąć, bo pielgrzymowanie sprawia wiele radości. Czuliśmy, że to będzie dobry dzień bo nawet słońce się do nas uśmiechało, mimo porannej, ujemnej temperatury. Skoczowski Rynek i stojący nieopodal kościół świętych Piotra i Pawła, to pierwsze co napotkaliśmy. Przy kościele próbowaliśmy się dodzwonić do Kogoś na parafii, by otrzymać pieczątki, ale bez powodzenia. Zdradzimy deczko, że na dalszym etapie, w tym zagadnieniu będzie tylko lepiej.

Po pokonaniu kilkudziesięciu jak nie więcej, schodów [nie zdążyliśmy ich policzyć] weszliśmy na wzgórze – Górkę Wilamowicką, zwaną powszechnie KAPLICÓWKĄ. Wysokość 400 m.n.p.m. sprawiła, że dookoła roztaczała się piękna panorama Skoczowa i Beskidu Śląskiego. Jest to miejsce ważne dla miejscowych – po pierwsze to miejsce czci św. Jana Sarkandra (z piękną acz znowu zamknięta kaplicą) a po drugie, miejsce pamięci o św. Janie Pawle II, który 22 maja 1995 roku odprawił na niej mszę świętą, dla ok. 250 tysięcy wiernych.

„W 1985 roku obok kaplicy postawiono stalowy krzyż o wysokości 21,5 m. Stał on dwa lata wcześniej na katowickim lotnisku Muchowiec, podczas spotkania Jana Pawła II ze Ślązakami. 2 maja 1995 roku na Kaplicówkę zawitał sam papież Jan Paweł II. Pod zachmurzonym niebem odprawił w obecności 250 tysięcy wiernych mszę dziękczynną za dokonaną wcześniej w Ołomuńcu kanonizację św. Jana Sarkandra. Wygłosił tutaj pamiętne kazanie poświęcone wolności sumienia. Fakt ten przypomina kamienny obelisk, stojący w miejscu papieskiego ołtarza oraz tzw. Dąb Papieski.”

Do SIMORADZA, polne i asfaltowe drogi poprowadziły nas bez najmniejszego problemu i w tym miejscu możemy też napisać, że oznakowanie (zwłaszcza żółte strzałki) są naniesione prawie bezbłędnie i w miarę czytelnie. To ważne, bo przecież wiecie, że jesteśmy zwolennikami wędrowania bez map, śladów gps czy telefonów. Na większości etapu udało nam się właśnie tak pielgrzymować.

Kościół św. Jakuba w Simoradzu widzieliśmy już z daleka i zastanawialiśmy się, zwłaszcza nasi Przyjaciele, czy będzie możliwość zajrzeć do środka. My już mieliśmy tą przyjemność a i dzisiaj ona również się wydarzyła. Gdy podeszliśmy do kościoła zobaczyliśmy słupek jakubowy i atrybuty pielgrzyma, nad którymi stoi figura świętego Jakuba Apostoła a ze środka świątyni dosłyszeliśmy jakieś głosy. Byliśmy już pewni – Ktoś w środku jest więc i my do wnętrza weszliśmy.

Święty Jakub się chyba nas spodziewał, bo w kościele kończyła się właśnie Droga Krzyżowa dla dzieci i po niej mieliśmy chwilę dla siebie. Kościół jest wewnątrz piękny a co zauważyliśmy, to fakt, że chyba są prowadzone jakieś prace remontowe – obraz ze świętym Jakubem znad ołtarza został przeniesiony na lewą ścianę. Nie dało się Go nie zauważyć. Oczywiście elementów jakubowych w tym kościele jest bez liku – muszelki na ławkach, krzyże jakubowe na drzwiach i kratach okiennych a co najważniejsze, przy ołtarzu stoi piękna, pozłacana figura naszego, świętego Patrona, która swego czasu „pielgrzymowała” do samego Santiago de Compostela.

Tak jak dzieci na zakończenie nabożeństwa w swoich zeszytach tak i my „rysujemy” na karcie bloga : KWIATEK (za udział w części Drogi Krzyżowej) oraz SERDUSZKO (za dobry uczynek, dziś wykonany).

Zapraszamy Was, żebyście kiedyś zajrzeli tu osobiście – dla każdego, kto tu pielgrzymuje przeżycia wewnętrzne będą ogromne a radość z bycia w tym miejscu jest nie do opisania.

Kilka kilometrów dalej, doszliśmy do miejscowości DĘBOWIEC, która leży nad wieloma, z mniej lub bardziej wyschniętymi miejscami zalewowymi.
„Krajobraz tej wsi stanowi płynąca rzeka Knajka (lewy dopływ Wisły) i umiejscowione wzdłuż niej stawy rybne (237ha) i pola uprawne (prawie połowa terenu)” [pl.wikipedia.org].

Oprócz wyżej wspomnianych stawów, wieś może się pochwalić pięknych miejscem do codziennego relaksu (z tężnią na środku) oraz dwoma kościołami, ewangelicko-augsburskim oraz rzymskokatolickim pw. św. Małgorzaty. Obie budowle mogliśmy zobaczyć tylko z zewnątrz a przy wspomnianej tężni postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na posiłek, toaletę i odpoczynek – bo do odpoczynku to miejsce jest przeznaczone.
Udało nam zatrzymać słoną kroplę wody w kadrze – wygląda nieprzeciętnie i niewiarygodnie – przy powiększeniu widać jakby kształt winogrona. To nasza własna ocena tej kropli – każdy może mieć swoją własną tezę.

Wędrówkę – w bliższej lub dalszej odległości od stawów – kontynuowaliśmy po różnych drogach, asfaltowej, polnej i „przekopanej”, bo w miejscowości ZAMARSKI trwa właśnie remont Drogi. Przy tej remontowanej arterii wiejskiej jest cmentarz, na którym stoi kościół świętego Rocha. Ten święty, to również patron i sprzymierzeniec pielgrzymów.

Historyczny rys tej świątyni, we fragmencie :
„Pierwszy drewniany kościół w Zamarskach spalił się przed lub w 1585 roku. Odbudowana dzwonnica z nowym dzwonem bez napisów służyła jako dzwonnica cmentarna i została błędnie określona w dokumencie kościelnej wizytacji z 1652 roku jako kościół filialny parafii cieszyńskiej. Kościół dobudowany został do wieży dopiero w 1731 z fundacji Henryka Fryderyka z rodu Wilczków. Z początku pracowali w nim w roli misjonarzy biskupskich OO. Jezuici, a po zniesieniu zakonu w 1773 kościół został filialnym kościołem cieszyńskiej parafii, później parafii w Hażlachu. W 1880 do starszego dzwonu dołączył drugi odlany w 1880, który został odebrany w 1916 na cele wojenne, zachował się wówczas starszy dzwon. Początkowo kościół był pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa a wraz z erygowaniem parafii w 1981 pod wezwaniem św. Rocha.” [www.zamarski.pl]

Wnętrze kościoła jest bardzo stare i bogate, ale zapoznać się z nimi mogliśmy tylko poprzez opis, na wspomnianej, parafialnej stronie. Może dane nam będzie kiedyś tu wrócić i zobaczyć naocznie ten drewniany, zabytkowy kościół?

Potem już prosto do CIESZYNA, gdzie w pewnej odległości przed centrum, znajduje się parafia św. Elżbiety a dokładniej Klasztor Sióstr Elżbietanek, które przybyły do Cieszyna w roku 1753.

„W 1903 roku, klasztor i szpital przeniesiono na nowe miejsce na tzw. wzgórze bobreckie. Neobarokowy zespół budynków klasztorno-szpitalnych wzniesiony został w latach 1900 – 1903 przez Antoniego Jonkischa i Jana Nosska – według koncepcji projektowej Jana Műllera. Główny budynek zespołu mieści – w części frontowej – Klasztor Sióstr Elżbietanek z kościołem pośrodku, oraz szpital w dwóch skrzydłach bocznych. Obecnie część budynku frontowego przeznaczona jest na przychodnię lekarską. Wnętrze kościoła zdobią 2 ołtarze.
W pierwszym – głównym – prócz symbolu Opatrzności Boskiej (w zwieńczeniu) znajdują się figury św. Elżbiety (w otoczeniu ubogich), św. Jadwigi i św. Ludwika, natomiast w drugim – bocznym – usytuowane są obrazy św. Antoniego i Matki Bożej z św. Franciszkiem. W dolnej części zarówno bocznego jak i głównego ołtarza znajdują się płaskorzeźby przedstawiające sceny biblijne. Dodatkową ozdobę wnętrza kościoła stanowią witraże (Serce Pana Jezusa, św. Franciszek, Matka Boża Królowa Pokoju, św. Elżbieta, anioł) oraz figury świętych umieszczone na filarach pod chórem (Serce Pana Jezusa, św. Antoni, św. Józef, św. Barbara ).” [elzbieta.diecezjabielsko.pl]

I tu nastąpiły rzeczy o których przed dojściem mogliśmy sobie tylko pomarzyć. Kościół a konkretniej kaplica klasztorna była „prawie” otwarta, więc mogliśmy przynajmniej wejść do jej przedsionka.
Wychodząc, zobaczyliśmy po lewej stronie drzwi do klasztoru i domofon, przez który Barbara skontaktowała się z Siostrą. Po kilku słowach instrukcji poszliśmy prawie na dziedziniec klasztoru, gdzie do naszych paszportów Siostrzyczka osobiście przybiła nam pieczątki i otrzymaliśmy kolejną wskazówkę, iż za naszymi plecami stoi dom parafialny, gdzie prawie na pewno spotkamy księdza proboszcza w tej parafii.

Jak nie skorzystać z takiej rady?
Ksiądz proboszcz i owszem był i zaprosił nas do wnętrza budynku, do parafialnej kancelarii, gdzie nie dość że wbił nam pieczątki do paszportów pielgrzyma, to jeszcze znalazł dla nas czas na rozmowę, z której dowiedział się od nas, że … w pobliżu klasztoru przebiega Beskidzka Droga św. Jakuba którą właśnie dzisiaj wędrowaliśmy. Opowiedzieliśmy skąd-dokąd wędrujemy, gdzie św. Jakub nas prowadzi i zaprosiliśmy kapłana aby w wolnej chwili zechciał zajrzeć na naszego, muszelkowego bloga.
Mamy nadzieję, że znajdzie chwilę na fragmenty naszej, jakubowej lektury.

Była to bardzo wyjątkowa pieczątka i nie mamy na myśli jej wyglądu. Z pozoru okrągła, mała i czerwona ale dla nas ważna, bo ostatnia, jaka znalazła się w naszych paszportach z którymi wędrowaliśmy.
Czas na nowy zestaw.
Czas na nowe paszporty które dzięki sklepikowi Stowarzyszenia „Przyjaciele św. Jakuba w Polsce” są już w naszym posiadaniu.

W Cieszynie mieliśmy dwa marzenia – dojść do końcówki Beskidzkiej oraz zameldować się na Moście Przyjaźni (nad Olzą), wyznaczającym granicę między Polską i Czechami, oraz rozdzielający polski Cieszyn i czeski Tesin.

Przy skwerze św. Melchiora Grodzieckiego znajduje się Zamek Cieszyn, który stanowi jakby metę dla pielgrzymów, wędrujących tym kilkuset kilometrowym, jakubowym traktem, którym my dziś mieliśmy przyjemność wędrować. Szkoda, że pielgrzym się o tym nie dowie, bo nie ma żadnego śladu tej Drogi, zarówno przechodząc przez miasto jak i na jej końcu.
Zdecydowanie możemy powiedzieć : szkoda !

Wracając w okolice dworca kolejowego odwiedziliśmy jeszcze kilka kościołów (wszystkie były otwarte i dostępne dla wiernych) ale co najważniejsze, odwiedziliśmy cukiernię, gdzie rozkoszowaliśmy się wybornymi ciastkami – m.in. kremówkami. Z nazwy „papieskie” i podobno tak samo smakowały jak te w Wadowicach.
Nie zostaje nam nic innego jak „zachować” ten smak i kiedyś wybrać się do Wadowic, które również są ważnym miejsce na szlaku Beskidzkiej Drogi św. Jakuba.

Kawa i słodkości to była nasza dzisiejsza nagroda po pokonaniu ponad dwudziestu kilometrów na pięknej, skoczowsko-cieszyńskiej ziemi.

DZIĘKUJEMY naszym Przyjaciołom za pomysł i wyborne towarzystwo.

BUEN CAMINO.

6 komentarzy

Dodaj komentarz