2021.09.09__POLANOWICE-BOSUTÓW__15km

NIEDŹWIEDŹ – to pierwsza miejscowość po Krakowie, która będzie nam się do końca życia kojarzyła z Małopolską Drogą świętego Jakuba, którą rozpoczynamy w Roku Świętym, Roku Compostelańskim 2021. Wizytę w Sance, w kwietniu z okazji naszej 30-tej rocznicy ślubu traktujemy tylko incydentalnie i świątecznie. A tą długą i ciekawą Drogę rozpoczynamy właśnie dzisiaj i dokładnie na stacji kolejowej Niedźwiedź, w powiecie krakowskim, w gminie Słomniki.

Z rana, rozgrzewkowo, postanowiliśmy najpierw poszwędać się po byłej stolicy Polski, wzdłuż Wisły przy pięknym wzgórzu wawelskim. 90 minut które mieliśmy na kolejny pociąg, postanowiliśmy spędzić właśnie w ruchu. Oglądania tego miasta – nigdy za dużo. I dopiero po tym spacerze, pociąg Kolei Małopolskich dowiózł nas, do wspomnianej na samym początku miejscowości Niedźwiedź.

Kilka minut drogi i obok była miejscowość Polanowice, gdzie weszliśmy na małopolski szlak. Pierwsze wzmianki o tej wsi pochodzą z roku 1224 a w roku 1595 należała ona do wojewody kijowskiego, księcia i ruskiego magnata – Konstantego Wasyla Ostrogskiego. Od 1970 roku działa w niej klub, LKS Polanowice z dwiema sekcjami piłkarskimi. Pierwsze metry i już czekały na nas mokre krzaki i chaszcze, przez które trzeba było przejść z pewnym trudem. Już po kilku minutach wpadła do głowy myśl „co nas czeka na tej małopolskiej Drodze?” Po chwili weszliśmy w las, który dał nam przyjemny chłód w to czwartkowe, gorące południe. Dosyć długi leśny odcinek, doprowadził nas do miejsca, gdzie stoi myśliwska kapliczka. Miejsce ciekawe acz po opadach deszczu i rozjechaniu podłoża po wycince drzew, mimo wszystko, trudno dostępne.

Następny przystanek zaplanowaliśmy przy kościele świętego Jakuba w Więcławicach Starych. I tu właśnie przyszła olśniewająca myśl. To nie Sanka była naszym pierwszym kontaktem z małopolską Drogą jakubową, tylko właśnie ten drewniany kościółek [ZOBACZ].
Dopiero gdy tu doszliśmy, uświadomiliśmy sobie, że byliśmy w nim w czerwcu 2019 roku, podczas wycieczki klubu GKPC do Sanktuarium Jana Pawła II w Krakowie. No cóż, pamięć ludzka jest zawodna ale oczy „pamiętają” więcej.
Przy plebanii na tarasie, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę posiłkową. Ale nie spodziewaliśmy się towarzystwa. Wiedzieliśmy, że ksiądz proboszcz był długi czas w szpitalu i nawet nie śmieliśmy zakłócać Jego spokoju. Ale ku naszemu zdziwieniu, sam wyszedł do nas i spędziliśmy w Jego towarzystwie kilka minut. Śniadanie smakowało bardziej. Opowiedzieliśmy skąd i dokąd zmierzamy i życzyliśmy dużo zdrowia.

Nie zdążyliśmy odejść od wsi za daleko a na naszej drodze pojawił się mieszkaniec Więcławic z zaproszeniem nas na obiad. Dopiero co zjedliśmy późne śniadanie, więc grzecznie podziękowaliśmy, pozdrowiliśmy i udaliśmy się w dalszą wędrówkę. Było to bardzo miłe uczucie, co pokazuje, że mieszkańcy tej miejscowości wiedzą, kto to jest jakubowy pielgrzym. Zdzięsławice, przywitały nas „jakubowym Szlakiem”.

Przez wieś Książniczki, dotarliśmy do Bosutowa, gdzie dzisiaj postanowiliśmy zakończyć spotkanie ze świętym Jakubem. Od Polanowic do tego miejsca – szlakowo – przeszliśmy 15 kilometrów. Spacerowo, we wrześniowym słońcu, po prostu relaksowo. Rzadko to nam się zdarza, ale widocznie tak właśnie powinno wyglądać pielgrzymowanie.

Nocleg, kilka dni wcześniej udało nam się zarezerwować w pobliskiej wiosce Boleń, gdzie – oglądając mapkę szlaku – wypatrzyliśmy miejsce agroturystyczne, noclegowe. Miejsce to ma nazwę Dwór w Boleniu. I rzeczywiście, napotkaliśmy tam dwór, ogród oraz budynki gospodarcze – dziś służące jako pokoje gościnne. Zespół ten, został wybudowany na początku lat 90-tych XIX wieku, tak podaje historia tego miejsca. Dom wybudował Jan Matejko, a pierwszą właścicielką tego obiektu była Helena Unierzyska, malarka i rzeźbiarka, córka sławnego Jana Matejki, która wraz z mężem zamieszkała w tym domu.

Miejsce przyjemne, ciche i spokojne, choć słowo „ciche” trzeba wziąć w duży cudzysłów, bo pod samymi oknami znajdowała się zagroda owiec, które – jak to zwierzęta – nie bacząc na chcących odpocząć wędrowców, beczały w najlepsze i bardzo donośnie. Było to ciekawe a zarazem wesołe, bo po każdym takim koncercie, człowiek mimo zmęczenia się uśmiechał. Po kawie zrobiliśmy jeszcze zakupy w miejscowości Bibice, oddalonej o 10 minut drogi od Dworu.

Naprawdę, mimo wielu opinii znalezionych w Internecie i kilku obaw do tego, czego się możemy spodziewać w Boleniu, zostaliśmy zaskoczeni na plus i z pełną świadomością, z pełną odpowiedzialnością polecamy to miejsce, także pielgrzymom, chcącym się przespać niekoniecznie w drogim Krakowie. To miejsce warte jest odwiedzenia.

A na kolację był kisiel… truskawkowy.

Dodaj komentarz