2024.08.10__RYCHWAŁD-JASNA GÓRKA__10km

Gdyby nie CAMINO – jak to już wielokrotnie mówiliśmy i pisaliśmy – nie zwiedzilibyśmy wielu różnych miejsc, nie obejrzelibyśmy wielu kościołów i nie poznalibyśmy wielu ludzi, których spotkaliśmy na swojej Drodze.
Z pewnością nie poznalibyśmy też historii dwóch Franciszkanów, którzy pochodzili z Polski a zakończyli swoje życie z dala od swoich bliskich.

Co wspólnego mają trzy nazwy miejscowości : ZAWADA, ŁĘKAWICA i PARIACOTO? Do niedawna byśmy zgodnie stwierdzili, że żadna z nich, nic nam nie mówi. No, może poza faktem, że kilka Zawad minęliśmy podczas swoich, jakubowych wędrówek.

Zacznijmy więc od tej miejscowości – która w życiu Braci Franciszkanów była tą ostatnią.PARIACOTO – to piękne miasteczko położone u stóp Andów [Peru – dopisek MwP]. Parafia w Pariacoto jest bardzo rozległa. Oprócz samego miasteczka polscy misjonarze prowadzą tam działalność duszpasterską i są odpowiedzialni za obsługę około 70 kaplic rozsianych po górach. Najwyższa znajduje się na wysokości ponad 4000 m n.p.m.

Około 11 tysięcy kilometrów od Polski, miała miejsce historia, która na zawsze „połączyła” dwóch Franciszkanów :
„W dniu 9 sierpnia 1991 roku grupa terrorystów przybyła kolejny raz do Pariacoto. Byli już tam wcześniej parę razy, jednak tego dnia po wieczornej mszy świętej weszli do klasztoru, związali obydwu kapłanów i zabranym samochodem wywieźli z misji. Po drodze zabrali również miejscowego wójta (alcalde) Pariacoto, przejechali przez drewniany most, który łączy miasteczko z drogą do Huaraz, most podpalili i pojechali w góry około 2 km od miasteczka do miejsca zwanego Pueblo Viecho (co po hiszpańsku znaczy stara wieś). Tam strzałami w tył głowy zabili całą trójkę. Przy klasztorze do samochodu zdążyła wsiąść będąca peruwiańską siostra zakonna Berta, ale uniknęła śmierci ponieważ terroryści wyrzucili ją jeszcze przed mostem.”

„Po północy miejscowa ludność świadoma co się stało poszła szukać ofiar i w znaleziono ich ciała w wspomnianym Pueblo Viejo. Szybko poinformowano Biskupa Chimbote (Pariacoto należy do tej diecezji) o tym co się stało. Zaniepokojony biskup jeszcze tej samej nocy przyjechał do Pariacoto. Na drugi dzień zawieziono ich ciała do szpitala w Casma (w celu dokonania sekcji zwłok), a potem odbył się ich pogrzeb. Zostali pochowani w miejscowym kościele w Pariacoto. Przed beatyfikacją w 2015 roku do kościoła dobudowano kaplicę Męczenników i tam przeniesiono trumny Ojca Zbigniewa Strzałkowskiego oraz Ojca Michała Tomaszka.”

Cały artykuł ks. Wiktora Zajusza, możecie przeczytać na stronie internetowej : https://feelperutravel.pl/meczennicy-z-peru-historia-polskich-misjonarzy-w-andyjskim-pariacoto/

Dodajmy w tym miejscu, że 5 grudnia 2015 roku, w peruwiańskiej miejscowości Chimbote, odczytano dekret Ojca Świętego Franciszka, podczas uroczystej mszy świętej beatyfikacyjnej :
„Przyjmując pragnienie naszego brata, biskupa Ángela Francisco Simóna Piorno, ordynariusza Chimbote, a także wielu innych współbraci w biskupstwie i wiernych, po zasięgnięciu opinii Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, naszą władzą apostolską zezwalamy, by czcigodni Słudzy Boży o. Michał Tomaszek, o. Zbigniew Strzałkowski z Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych i ks. Aleksander Dordi, kapłan z diecezji Bergamo, od tej pory nazywani byli błogosławionymi, a ich święto niech będzie obchodzone zgodnie z zasadami prawa 9 sierpnia i 25 sierpnia.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen”. [https://meczennicy.franciszkanie.pl/]

Czy to jest przypadek, że wczoraj była kolejna, 33 rocznica tego wydarzenia, święto obu błogosławionych a dzisiaj my o tym piszemy i jesteśmy w miejscowości, w której urodził się jeden z Nich?
Święty Jakub zaplanował tą wizytę – nie mamy ani cienia wątpliwości.

Z dalekiego Peru, powróćmy do polskich miejscowości.
W Zawadzie (woj. małopolskie koło Tarnowa) byliśmy nie tak dawno, wędrując z grupą podcastową „TUiTERAZ” szlakiem Królewskiej Drogi VIA REGIA. Pielgrzymowaliśmy w czerwcu z Tuchowa do Tarnowa, nawiedzając po drodze kościół św. Marcina Biskupa w Zawadzie, właśnie.
To w tym drewnianym kościółku spotkaliśmy się po raz pierwszy z historią misjonarzy i z błogosławionym Zbigniewem Strzałkowskim, który w latach 1965-1973 uczęszczał w tej miejscowości do szkoły podstawowej (urodził się w 1958 roku w Tarnowie).

Gdy wróciliśmy z tamtego caminowania wpisaliśmy sobie do wyszukiwarki internetowej hasło „Polscy misjonarze w Peru” i znaleźliśmy bardzo dużo odnośników do informacji związanych z wyżej opisanym wydarzeniem w Pariacoto. I w tym momencie szukaliśmy informacji na temat drugiego polskiego męczennika, błogosławionego o. Michała.

„Michał Tomaszek urodził się w 1960 w Łękawicy koło Żywca. Przyjął tam chrzest w kościele parafialnym oraz wychowywał się w towarzystwie brata bliźniaka, oraz dwóch sióstr. Do 1975 był uczniem szkoły podstawowej w Łękawicy, następnie przeniósł się do Lednicy, gdzie ukończył szkołę średnią w 1980 roku.”

I w ten sposób dotarliśmy do trzeciej, wspomnianej na początku wpisu, miejscowości, czyli do Łękawicy… wsi położonej w województwie śląskim, oddalonej o jakieś 40 kilometrów od wsi Łękawicy, leżącej w województwie małopolskim (miejsca, z którego nasi bytomscy Przyjaciele niedawno pielgrzymowali, w kierunku Wadowic).

ŁĘKAWICA„Jest jedną z najstarszych wsi Żywiecczyzny. Po objęciu ziem żywieckich przez Piotra Komorowskiego podał on wysokości dziesięcin, płaconych ze swoich włości. W 1477 r. w wykazie sporządzonym w Krakowie widniała Łękawica, zobowiązana do oddawania 8 skojców i 32 szerokich groszy. Po śmierci w 1608 r. Krzysztofa Komorowskiego Łękawica weszła w skład tzw. „państwa” ślemieńskiego, które otrzymał Aleksander Komorowski…W odniesieniu do nazwy wsi, żywiecki wójt Andrzej Komoniecki w swym „Dziejopisie”, zanotował :Łękawica, iż gdzie ta wieś jest, łąki same bywały; których więcej w tym państwie nie było. [pl.wikipedia.org]

Sam wstęp do dzisiejszego pielgrzymowania wystarczyłby zapewne za wpis blogowy a jeszcze nawet nie ruszyliśmy, nawet nie wspomnieliśmy, że pierwszym miejscem które dane było nam dziś nawiedzić w Łękawicy, to kościół św. Michała Archanioła.

“Pierwsza wzmianka o kościele w Łękawicy pochodzi z 1348 r., i dotyczy daniny na rzecz Stolicy Apostolskiej – świętopietrze wyniosło wtedy 2 skojce i płacone było do 1373 r., a następnie, jak podaje Tadeusz gromnicki w publikacji 'Świętopietrze w Polsce’, w latach 1551-1558 Łękawica płaciła po 2 skojce rocznie.”

“Kościół parafialny w Łękawicy został poświęcony w 1547 roku. (.,.) W 1935 roku zakupiono obraz św. Michała Archanioła, który umieszczono w ołtarzu głównym, jako zasłonę starożytnego krzyża. Obraz namalował profesor Litman z Białej. W 1953 roku rzeźbiarz Józef Hulka wykonał figurkę Matki boskiej z Lourdes, która znajdowała się w kościele. 3 października 1954 roku nastąpiło uroczyste poświęcenie Groty NMP z Lourdes.”

Jest jeszcze jedna, bardzo tragiczna w skutkach historia łękawickiej świątyni :
„26 października 1992 roku o godz. 21.20 doszło do pożaru kościoła w Łękawicy, w ciągu kilku godzin pożar strawił go doszczętnie. Przyczyna nieszczęścia mogła być niesprawna instalacja elektryczna lub zaprószenie ognia od węgielka z kadzielnicy, nie można też wykluczyć podpalenia w celu zatarcia wcześniejszej kradzieży. Jedno jest pewne, źródło ognia znajdowało się wewnątrz kościoła.”

Do poczytania o kościele i nie tylko, zapraszamy na stronę internetową : https://www.lekawica.wiara.org.pl/start.html , skąd dowiecie się również o wspomnianym wcześniej błogosławionym o.Michale.
A przy kościele spotkaliśmy się z Panem Jackiem, członkiem Rodziny Franciszkanina, który od razu zabrał nas na przykościelny cmentarz, by pokazać nam symboliczny grób ojca Michała (jak już pisaliśmy o.Michał Tomaszek pochowany został w Peru ale bliscy postarali się, aby ziemia z miejsca gdzie został zastrzelony znalazła się w Łękawicy i dosypana do grobu Jego rodziców, gdzie dołożono również tablicę nagrobkową misjonarza).

Pan Jacek sporo opowiadał nam o swoim wujku zarówno na cmentarzu jak i w rodzinnym domu Tomaszków, gdzie jeden z pokoi został wyposażony w różne ubrania, dokumenty i obrazy związane z błogosławionym o.Michałem. Moglibyśmy słuchać tych opowieści bez końca. Wiedza Pana Jacka jest przebogata (zbierana i przelana na papier w postaci książki) i gdyby nie ograniczał nas żadne czas z pewnością spędzilibyśmy tam jeszcze kilkadziesiąt minut.

WIELKIE podziękowania dla naszego przewodnika po historii braci Franciszkanów – za Jego zgodą pokazujemy Wam przepiękny obraz znajdujący się w Jego pokoju i który związany jest z peruwiańskimi dziećmi, których o.Michał jest patronem.

Jeżeli będziecie mieli wolny czas w sobotę i chęć wyprawy do pod-żywieckiej Łękawicy, to zapraszamy i zachęcamy z całego serca. Niecodziennie przebywa się w miejscu, w którym żył błogosławiony lub święty. Nam było to dziś dane przeżyć.

Kilkadziesiąt minut wędrowania do Rychwałdu i namierzenie śladu nitki jakubowej, to był nasz kolejny etap sobotniego pielgrzymowania. Ciężko się namierza ślad gps (idąc pod prąd szlakiem) gdy dookoła górki i dolinki, pełno drzew i zasięg tak słaby, że dużą część Drogi szliśmy na nos. Na czuja – po prostu, przed siebie. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy przed wzniesieniem o nazwie Barutka, spostrzegliśmy na drzewie kapliczkę ze świętym Jakubem, który zdawał się nas zapewnić, że jest, że czuwa i że zawsze możemy na Niego liczyć.

Wydaje nam się, że ta kapliczka jest bardziej widoczna dla idących pod prąd (w kierunku Barutki) niż Tych, którzy z niej schodzą i zmierzają do Rychwałdu.

W Drodze – między podejściem na Barutkę do kolejnego wzniesienia o nazwie Ostry Groń, spotkaliśmy dokładnie 4 osoby i 2 konie. Dwie Panie były na przejażdżce konnej po miejscowych ścieżkach i polach – co było dla nas pięknym i ciekawym spotkaniem.
A jak myślicie, kim były pozostały dwie osoby?

Nie może być inaczej, to nasze sympatyczne Łaziki, Przyjaciele bytomscy, którzy wędrowali dla odmiany zgodnie z muszelkami i strzałkami, z Jasnej Górki do Rychwałdu. Piękne jest spotkanie pielgrzymów po Drodze i chcielibyśmy aby częściej spotykać osoby, którym po kilku chwilach rozmowy można by życzyć BUEN CAMINO na dalszą wędrówkę.
DZIĘKUJEMY Basi i Jarkowi, że zabrali nas dzisiaj na tą beskidzką przygodę i podwieźli do Łękawicy, byśmy stamtąd mogli rozpocząć ostatni, brakujący odcinek, między Wadowicami a Cieszynem.

Dumni jesteśmy, że udało nam się pospinać te beskidzkie etapy, co jeszcze nie tak dawno wydawało by się ciężkie do zrealizowania i trudne w samym jego wykonaniu. Lubimy już Drogę Beskidzką – nie poprzestaniemy na zdobywaniu kolejnych fragmentów i powędrować nią jak najdalej się uda.

Naszym docelowym miejscem dzisiejszego caminowania była znana Wam już z lipcowych opowieści, Jasna Górka (w miejscowości Ślemień), której świątynia oblegana jest chyba co sobotę przez nowożeńców. Ale nas to nie dziwi – miejsce tak piękne, że każdy chce tu powiedzieć sobie TAK, na całe życie.

Z Jasnej Górki przejechaliśmy do Rychwałdu, skąd we czwórkę pojechaliśmy do Żywca, by tam, na Rynku posiedzieć, porozmawiać i podelektować się gorącą kawą z „zielonego” sklepu.

To był piękny i ciężki dzień – zasłużyliśmy na dłuższy, również niedzielny odpoczynek.

BUEN CAMINO !

Dodaj komentarz