
Wyspani i wypoczęci wstaliśmy skoro świt, po części dzięki kawkom, które buszowały w gnieździe opuszczonym przez bociany. A widzieliśmy je dobrze, bo okno mieliśmy prawie na wysokości gniazda. Uśmiechnęliśmy się do siebie i wiedzieliśmy, że to będzie dobry dzień. Kawa, śniadanko, kanapki i picie na drogę – to nasz poranny rytuał.
Pierwszy fragment, na jaki sobie podzieliliśmy dzisiejszy etap, prowadził do Sarzyny i do kościoła który ma dwoje patronów, św.Sebastiana i św.Marię Magdalenę.
„Sarzyna wzmiankowana w różnych źródłach, była w 1414 roku, jako Vola Sarzynowa. Parafię ufundował król Zygmunt III Waza, dokumentem wystawionym dnia 27 kwietnia 1596 roku w Warszawie. Uposażenie kościoła powiększył starosta leżajski Łukasz Opaliński” (z którym zetknęliśmy się już wczoraj). [pl.wikipedia.org]
Skoro dobry dzień, to z uśmiechem podeszliśmy pod plebanię, celem „zdobycia” kolejnej pieczątki do nadsańskich paszportów. Wyszedł wikary i z jeszcze większym uśmiechem zaprosił do środka, byśmy Mu co nieco o CAMINO poopowiadali. Temat wcale nie był księdzu obcy, bo poprzednia parafia była na Królewskiej Drodze VIA REGIA (koło Jarosławia o ile dobrze zapamiętaliśmy).
Kilka minut rozmowy, pieczęć i błogosławieństwo na Drogę. Tyle i aż tyle potrzebuje pielgrzym do szczęścia. Do pełni zabrakło tylko dokładniejszego obejrzenia kościoła ale w tej potrójnej radości, nie zdążyliśmy o to poprosić.
Gdy doszliśmy po raz pierwszy nad brzeg dzisiejszej gwiazdy dnia, czyli rzeki San, nasz licznik przebytych, wtorkowych kilometrów wskazywał 7,77. Taka ciekawostka.
Aż cztery kilometry szliśmy w bliższej lub dalszej odległości od rzeki, by w końcu przejść na jej drugi brzeg i znaleźć się na Rynku w miejscowości Krzeszów.
„Gmina Krzeszów została utworzona w ramach carskiej reformy administracyjnej w 1867 roku, jako jedna z 14 gmin powiatu biłgorajskiego guberni lubelskiej Królestwa Polskiego. W ostatniej, jak dotąd, reformie administracyjnej od 1 stycznia 1999 roku, gmina Krzeszów została włączona do powiatu niżańskiego województwa podkarpackiego.” [pl.wikipedia.org]
Tam zjedliśmy kanapki i skorzystaliśmy z innych potrzeb w pobliskim Gminnym Ośrodku Kultury. I żebyśmy nie zapomnieli o najważniejszym. Na tym około dwunastokilometrowym odcinku, oznakowanie szlakowe jest mizerne, żeby nie powiedzieć skromne a do tego trzeba się było dzisiaj wspomagać technologią GPS, bo oznakowanie albo błędnie kierowało wędrowca albo nie było ich wcale (na skrzyżowaniach lub rozwidleniach dróg). Odpowiednie info prześlemy Bractwu jakubowemu z Ulanowa, po nadsańskiej pielgrzymce.
Szlak Nadsańskiej Drogi nie został poprowadzony – ku naszemu zaskoczeniu do świątyni pw. Narodzenia NMP ale już na stok narciarski, jak najbardziej. Mogliśmy sami nałożyć drogi i się udać do kościoła ale mieliśmy świadomość jaki dystans nas dziś czeka i woleliśmy sobie nadmiarowych kilometrów zbytnio nie dokładać. Podejście pod wyciągiem narciarskim troszkę nas wymęczyło ale za to u góry, wynagrodziło pięknym widokiem Sanu i okolicy.

San towarzyszył nam dzisiaj cały dzień, raz dalej od nas a raz zupełnie blisko.
Po opuszczeniu Krzeszowa zatrzymaliśmy się w małej wsi Kamionka Dolna, gdzie życzliwa Pani ze sklepu spożywczego, użyczyła nam wrzątku do zalania kawy w naszych pielgrzymich kubkach, dzieląc się z nami także mlekiem. Kilkanaście znakomicie spędzonych minut na małym placu zabaw koło strażackiej remizy.
Ale przecież dopiero było południe i nie można było się zbyt długo rozleniwiać.
Ten, najbardziej asfaltowy odcinek, doprowadził nas do miejscowości Bieliny a dokładniej, pod biały budynek, zwany Dworkiem w Bielinach.
„Wieś w Bielinach powstała w miejscu dawnej przystani rzecznej przy Sanie, zwanej Targowisko. Pierwszymi właścicielami byli Jaguszowscy herbu Handbank. Na początku XVII wieku wieś należała do Stanisława Ulińskiego herbu Dołęga, podczaszego przemyskiego i założyciela Ulanowa. Następnie Bieliny trafiły do rodu Mniszchów, dla których wybudowano tu dwór datowany na XVII wiek. Rezydencję otaczał rozległy park z rzadkim drzewostanem i zbiornikiem wodnym…
Kolejni właściciele zaniedbywali dwór, dopiero książę Włodzimierz Czartoryski zbudował dwór i stworzył tam prężnie działający majątek ziemski. Zasłużył się ratując podczas wojny mieszkańców. Opuścił dwór z rodziną w 1944 roku, kiedy do Polski wkroczyła bolszewicka Armia Czerwona.”
Powyższe informacje zaczerpnęliśmy że strony internetowej [www.echodnia.pl] a my mieliśmy zaszczyt i przyjemność posłuchać więcej opowieści od Pani Oli, która na co dzień pracuje w tym wyjątkowym miejscu.

Zapraszamy Was bardzo serdecznie do tego bielińskiego Dworu, by Pani Ola oczarowała i Was, opowieściami i historiami związanymi z tym miejscem.
My pięknie się kłaniamy, dziękując za oprowadzenie i towarzystwo. Kto wie, może za jakiś czas znowu staną w drzwiach Dworu, pielgrzymi z jakubowymi muszelkami?
Kilka minut od Dworu stoi świątynia, Sanktuarium św. Wojciecha, Biskupa i Męczennika. Wzniesiona w latach 1763-1770, poświęcona w roku 1852 a podniesiona do wspomnianej rangi Sanktuarium w 1997 roku, zapewne z okazji 1000- lecia śmierci patrona Polski. Czech i Węgier.
Według wielu źródeł, dowiadujemy się, że w kościele znajduje się ponad 90 relikwii po różnych Świętych, takich jak św.Jana z Dukli czy św.Stanislawa ze Szczepanowa. Wnętrza kościoła nie udało nam się dokładniej zwiedzić ale i tak udało nam się wejść do kościelnego przedsionka, bo, pewnie nie przez przypadek, otworzyły nam się po cichu boczne drzwi. Na plebanii nie zostaliśmy zupełnie nikogo, więc bez pieczątki powędrowaliśmy dalej.
Jeden z piękniejszych dzisiaj fragmentów Drogi, najpierw zaprowadził nas pod krzyż na wzniesienie zwane Wysoki Ląd (gdzie według legend pierwotnie założono osadę Bieliny) a następnie do Bielińca, gdzie, dosłownie dwieście metrów od szlaku, znajduje się niewielki kościółek. Kolejne zaskoczenie in minus, że szlak tuż przed kościołem skręca w inną, boczną uliczkę.
Metą dzisiejszego etapu było miasto Ulanów, z drewnianym kościołem św.Jana Chrzciciela i św.Barbary. W kościele trwa remont i niewiele dało się zobaczyć zza kraty, więc opowieści o nim zostawimy sobie na kiedyś, na inny czas.
Zanim udaliśmy się na miejsce naszego odpoczynku, a dokładniej, zanim tam pojechaliśmy, wdepnęliśmy jeszcze po drodze na ekspresowe zwiedzenie Muzeum Flisactwa Polskiego, którego gospodarzem i przewodnikiem jest Pan Bartłomiej. Poprosiliśmy o przyspieszoną wersję zwiedzania, bo na godzinę siedemnastą umówieni byliśmy już z Panią Ewą, właścicielką „Domowego Zacisza”, która zaoferowała nam podwózkę do siebie, dzięki czemu nie musieliśmy pokonywać pieszo, dodatkowych czterech kilometrów.

Te trzydzieści, już wydeptanych dzisiaj kilometrów w zupełności nam wystarczyło i bardzo wdzięczni byliśmy Pani Ewie, za ten gest.
Szybko dziś zaśniemy.
DOBRANOC I BUEN CAMINO !