
Kontynuując wędrowanie Beskidzką Drogą św. Jakuba, zaplanowaliśmy dzisiaj niedługi etap z Sułkowic do Kalwarii Zebrzydowskiej. Ale, żeby móc wędrować, należało najpierw dostać się do wspomnianej, wyjściowej miejscowości.
Dzięki internetowi udało nam się znaleźć środki komunikacji.
Pierwszy bus, dowiózł nas na miejsce pośrednie i przez kilkadziesiąt minut byliśmy w miejscowości, której opis brzmi :
„Na terenie Beskidu Wyspowego, na tzw. Pogórzu Wielickim, u stóp Góry Lanckorońskiej, pomiędzy 37˚49’ wschodniej długości, a 49˚49’ północnej szerokości geograficznej wzdłuż rzeki Harbutówki, na wysokości ok. 220 m. n.p.m., powstała mała osada zwana Biertowicami.”
„Najstarsza wiadomość o istnieniu parafii sułkowickiej pochodzi z 1326 r. Oryginalny dokument, dokumentujący nam ten przekaz historyczny znajduje się w Bibliotece Watykańskiej w Rzymie. Sułkowicka parafia leżała wtedy w obrębie dekanatu szczyrzyckiego, ówczesnym proboszczem był pleban Jakub. Wspomniany dokument z 1326 roku, choć stwierdza konkretnie o istnieniu w tym czasie sułkowickiej parafii, nie mówi nam W XIX w. władze Austriackie zbudowały tu trakt, tzw. Cesarski gościniec wiodący w Wiednia do Lwowa przez Bielsko, 8 Kalwarię, Izdebnik, Biertowice, Myślenice i Bochnię nic o dacie erygowania kościoła i parafii w Sułkowicach. Należy postawić hipotezę historyczną, że zarówno miejscowy kościół jak i parafia musiała powstać znacznie wcześniej, prawdopodobnie w ciągu XIII wieku, w którym to stuleciu została zagęszczona siec parafii Polsce…” [www.biertowice.katolicki.eu]
Skoro znaleźliśmy się w miejscowości BIERTOWICE, to wykorzystaliśmy ten fakt i podeszliśmy pod kościół Matki Bożej Różańcowej. Drzwi kościoła były zamknięte ale gdy go powoli okrążaliśmy, spotkaliśmy proboszcza miejscowej parafii, który z uśmiechem podszedł do bocznych drzwi i je szeroko dla nas otworzył. W kościele zapalił wszystkie możliwe światła i pozwolił nam zobaczenie wszystkiego w jak najlepszym wydaniu.

Kościół jest nowy, bo poświęcony w 1992 roku ale jego początkiem była mała, przydrożna kapliczka, która przez wiele lat służyła mieszkańcom jako miejsce do nabożeństw. „Już w 1958 roku odbywał się tutaj odpust ku czci Matki Bożej Różańcowej” – przeczytamy w historii tej świątyni.
Do SUŁKOWIC dotarliśmy następnym, spóźnionym busem, kursującym po drogach miast i wiosek Małopolski.
W centralnej części miejsko-wiejskiej gminy, znajduje się kościół parafialny pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa (wezwanie takie jak naszej, bytomskiej parafii).
„Pierwsza wzmianka o Sułkowicach pochodzi ze spisu świętopietrza z lat 1325-1327. Już wtedy istniała tu świątynia pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Nie wiadomo dokładnie, kiedy powstała parafia, ale prawdopodobnie już w XIII w., gdy za panowania Bolesława Wstydliwego (1226-1279) dało się zauważyć wzrost pobożności, a co za tym idzie, zagęszczenie sieci parafii w Polsce. Ponadto za czasów panowania tego monarchy bardzo rozpowszechniony był kult Wszystkich Świętych, a świątynia w Sułkowicach takie właśnie wezwanie nosiła.” [parafiasulkowice.com] Parafią – wtedy pw. Wszystkich Świętych – zarządzał pleban Jakub…
Od razu gdy stanęliśmy przed świątynią zobaczyliśmy szeroko otwarte wrota i kościelnego, który czyścił odkurzacz po zakończonej pracy. Uśmiech na naszych twarzach pojawił się natychmiast, bo kolejna świątynia na szlaku jakubowym była dla nas dostępna do nawiedzenia.
„Budowę trzeciej w dziejach Sułkowic świątyni parafialnej rozpoczęto w 1936 roku. Przerwała ją II wojna światowa. Prace trwały ostatecznie niemal trzy dekady. Projektantem był architekt Stefan Świszczowski z Krakowa. Jego koncepcja, obejmująca m. in. wzniesienie strzelistej wieży wieńczącej fasadę budynku, nie została w pełni zrealizowana. Kościół konsekrował biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej Julian Groblicki 8 listopada 1964 roku.” – czytamy, na parafialnej stronie [parafiasulkowice.com]
I jeszcze fragment :
„W oknach naw bocznych znajdują się witraże wykonane według projektu Władysława Jastrzębskiego, a przedstawiające radosne, bolesne i chwalebne tajemnice różańcowe. Projektantem witraży w prezbiterium był Bolesław Szpecht. W oknie centralnym znajduje się przedstawienie Najświętszego Serca Jezusa według wizji św. Małgorzaty Marii Alacoque. Otaczają je postaci w oknach bocznych: papież Leon XIII, św. Jan Eudes, św. Franciszek Salezy, św. Bernard z Clairvaux, św. Jan Apostoł, św. Tomasz Apostoł, św. Franciszek z Asyżu, św. Małgorzata Maria Alacoque, św. Klaudiusz de la Colombiere i św. Józef Sebastian Pelczar.”
Nie wyszliśmy jeszcze dobrze na beskidzkie CAMINO ale tyle się już dzisiaj zadziało. Uzupełnijmy też informację o tym, że jadąc drugim busem (około sześć minut jazdy) odpowiadając na pytanie jednego z pasażerów – poinformowaliśmy chyba pół busa o naszych pieszych wędrówkach (weekendowych) i o tym, że jak w każdym przypadku „wystarczy wyjść z domu” by poczuć i posmakować caminowania a potem, jeśli tylko będzie taka wola opatrzności, się tą „piękną chorobą” zarazić. Tylko jedna z pasażerek z nami wysiadła, więc jeszcze przy sułkowickim kościele mogliśmy Jej jeszcze coś dopowiedzieć.

Znaleźliśmy tabliczkę szlakową wskazującą DROGĘ, więc zgodnie z jej wskazaniem udaliśmy się na spotkanie sobotnich, jakubowych przygód. Nie jesteście na pewno zdziwieni tym opisem, bo zawsze jadąc na pielgrzymkę zastanawiamy się, jakie Patron przygotował dla nas niespodzianki lub wyzwania.
Po kilkunastu minutach wędrowania w lekko jeszcze mroźnej, słonecznej scenerii, naszą uwagę przykuło miejsce oznakowane dużą tablicą informacyjną. Przy drodze mieścił się grób (pozostałość cmentarza), będący pamiątką po zmarłych mieszkańcach Sułkowic.
„W latach 1844-1846 Galicję nawiedziły powodzie i klęska nieurodzaju. Skromne zapasy chłopów szybko się wyczerpały i nastał głód. Doszło do jednej z największych tragedii w dziejach – z głodu i chorób w niektórych parafiach zmarła trzecia część populacji. Osłabione głodem organizmy zaatakowały choroby zakaźne, straszne żniwo zebrały tyfus plamisty i dur brzuszny. W roku 1847 w Sułkowicach zmarło 740 osób – około 25% ludności. Wskutek śmierci głodowej zmarło 177 osób a ponad 300 na tyfus plamisty i dur brzuszny. Z pozostałych ok. 160 zmarło z wycieńczenia. Rodziny, wstydząc się śmierci głodowej, często prosiły księdza aby nie wpisywał w księgi przyczyny zgonu.”
Na sąsiednim polu znajdował się cmentarz z czasów epidemii cholery z 1831 roku na którą zmarły 103 osoby. Cmentarz ten nie jest oznaczony, lecz zachowały się zapiski o nim w parafialnych archiwach.

Po równej godzinie wędrowania w Jastrzębiej wykupiliśmy z miejscowego sklepiku kilka drożdżówek i cukierków a po kolejnej, dotarliśmy do miejscowości LANCKORONA, którą można by zwiedzać i oglądać ze wszystkich stron od wschodu do zachodu słońca. Gdy tylko znaleźliśmy się na uliczce prowadzącej do rynku, naszym oczom – z obu stron – ukazywały się piękne, stare chałupy, udekorowane kolorowymi, jesiennymi liśćmi lub ozdobami ceramicznymi. Nie sposób było tego nie zauważyć i się tym widokiem nie zachwycać.
Weszliśmy do jednej z galerii by na spokojnie, we wnętrzu pooglądać wyroby ceramiczne miejscowych artystów. Takich galerii i galeryjek było w zasięgu naszego wzroku co najmniej kilka. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie da się wszystkiego obejrzeć po drodze, więc gdy tylko doszliśmy do lanckorońskiego Rynku, poszukaliśmy wzrokiem miejscowego muzeum i tam się udaliśmy.
„Król Kazimierz Wielki chętnie odwiedzał bogate tereny łowieckie w tej okolicy. Jak pisze Jan Długosz, zamek w Lanczkoruna lub Lanckoronie (używano wówczas obu tych nazw) został ufundowany przez króla na początku jego panowania, a wykończony w połowie XIV wieku. Pełnił nie tylko funkcję myśliwską, ale i strategiczną, chroniąc drogi prowadzące do Krakowa.
Do lokacji miasta doszło 31 marca 1366 roku. Kazimierz nadał dotychczasowej osadzie przywilej miejski na prawie magdeburskim. Zapisano w nim m.in.: cotygodniowe targi czwartkowe, prawo handlu w Krakowie i innych miastach królewskich, prawo wolnego wyrębu drzew w granicach miasta, prawo przywozu piwa dla mieszczan, prawo składu.W historii Lanckorona zapisała się także m.in. jako miejsce dwóch bitew konfederatów barskich – 20 lutego 1771 r. i 23 maja 1771 r.
Dziś uchodzi Lanckorona za „najbardziej urokliwą wieś w Polsce”, nazywana też bywa „miastem Aniołów”. Z uwagi na niewielką – 30 km – odległość od Krakowa stała się ulubionym miejscem spędzania wolnego czasu dla krakowskich artystów, a o jej urokach śpiewał Marek Grechuta.” [mda.malopolska.pl]
„Widok z balkonu willi w Lanckoronie…
Lanckorona, Lanckorona
Rozłożona gdzie osłona
Od spiekoty i od deszczu,
Od tupotu szybkich spraw…
Stroma uliczka wiedzie do piekarni
Stygnie na półkach zwyciężona gleba
Młoda dziewczyna sypie dla ptaszarni
Pachnące ziarno w kształcie grudek chleba…
Lanckorona, Lanckorona…”

O tej miejscowości nazwanej „miastem Aniołów” można by opowiadać jeszcze długo – nie ma lepszego sposobu na poznanie tego miejsca, jak samemu się tam wybrać. Patrząc na nas i naszych bytomskich Przyjaciół, z którymi spędzaliśmy tą piękną sobotę, można powiedzieć, że „wystarczy” wyjść na CAMINO by zwiedzić piękną, małopolską LANCKORONĘ.
Wędrując dalej między Pogórzem Wielickim a Beskidem Makowskim, dotarliśmy najpierw do wsi BRODY – by tam nawiedzić kościół Wniebowzięcia NMP i pięknych maryjnych kapliczek, ustawionych dookoła i prowadzących wprost do kalwaryjskiego wzgórza, które wielokrotnie pokazywało się w oddali w trakcie wędrówki.
„Kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Brodach był budowany z myślą o szczególnym przeznaczeniu i do dzisiaj jest znany jako kościół Grobu Matki Bożej. Należy on do zespołu Dróżek przy Sanktuarium Ojców Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej. Niepowtarzalne połączenie walorów krajobrazowych, artystycznych i kulturowych oraz głębia w wymiarze duchowym, zostały dostrzeżone przez Komitet UNESCO, który w 1999 r. włączył zespół kaplic i dróżek pielgrzymkowych w Kalwarii Zebrzydowskiej do grona najpiękniejszych i najwartościowszych zabytków oraz umieścił go na Liście Światowego Dziedzictwa.”

Zaparzcie sobie herbatkę i znajdźcie dłuższą chwilę by zatrzymać się w tym miejscu – choćby wirtualnie i zajrzeć na stronę internetową. Która opowie dokładniej i ze szczegółami o miejscu, którym opiekują się Ojcowie Bernardyni [https://brody.bernardyni.pl/]
Rozpoczęliśmy tą sobotnią wędrówkę w kościele Matki Bożej Różańcowej a zakończyli w zebrzydowskiej świątyni św.Józefa. W pustym kościele, oświetlonym tylko światłem słonecznym (o godzinie siedemnastej było go już niewiele) podziękowaliśmy naszemu Patronowi za dzisiejszą DROGĘ ale również za kapłana, który dokładnie czterdzieści lat temu oddał swoje życie za kościół, za wiarę i za wszystko, co było wielką wartością w Jego życiu.
***
Błogosławiony Jerzy Aleksander Popiełuszko (14.09.1947 – 19.10.1984), to postać, która dla naszego pokolenia jest ikoną i z całą pewnością – wzorem do naśladowania. Nie będziemy przytaczali tu życiorysu błogosławionego ale wczytajmy się w opis Jego, ostatniego dnia życia [pl.wikipedia.org] :
„19 października 1984 roku ks. Popiełuszko przybył na zaproszenie Duszpasterstwa Ludzi Pracy do parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. W tym samym dniu, wracając samochodem Volkswagen Golf do Warszawy, na drodze do Torunia, niedaleko miejscowości Górsk, Jerzy Popiełuszko wraz ze swoim kierowcą Waldemarem Chrostowskim zostali uprowadzeni przez funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW w mundurach funkcjonariuszy Wydziału Ruchu Drogowego MO. Księdza przymuszono do wyjścia z samochodu, następnie pobito i wrzucono do bagażnika samochodu „esbeków”. Dalsze wydarzenia znane są jedynie z późniejszych zeznań trzech wykonawców porwania i zabójstwa. Esbecy porwali księdza razem z jego kierowcą. Chrostowski zdołał wyskoczyć z pędzącego samochodu i uciekł. Porywacze pojechali dalej w stronę Torunia. Zamknięty w bagażniku ks. Jerzy usiłował się stamtąd wydostać, dlatego porywacze zatrzymywali się co jakiś czas i bili go aż do utraty przytomności. W końcu związali księdza w taki sposób, że każda próba wyprostowania nóg powodowała duszenie. Mordercy zeznali potem przed sądem, że koło północy wjechali na zaporę na Wiśle we Włocławku. Tam z wysokości kilkunastu metrów wrzucili księdza do wody. Jest prawdopodobne, że w tamtej chwili ks. Jerzy jeszcze żył.”
„30 października 1984 roku z zalewu na Wiśle koło Włocławka wyłowiono jego zwłoki. Ręce skrępowano tak, by próby poruszania nimi zaciskały pętlę na szyi. Ciało obciążone było workiem wypełnionym kamieniami…”
BUEN CAMINO !
