To się właśnie wtedy zaczęło…
Gdyby ktoś powiedział kilka lat temu, że w przyszłości będziemy bardzo aktywni fizycznie, z pewnością byłby wyśmiany. Gdybyśmy usłyszeli, że będziemy wędrowali z wypchanymi plecakami przez Polskę, chyba uznalibyśmy mówiącego za jakiegoś szalonego proroka.
A jednak. Przeglądając kiedyś internet i szukając ciekawych tras do spacerowania w weekendy, natrafiliśmy na ogłoszenie Górnośląskiego Klubu Przyjaciół Camino, że grupa przemierza Drogę św. Jakuba, odcinkami. Dystans 15-20 kilometrów to był dla nas haczyk, który chcieliśmy połknąć. Ale okazało się, że to wyjście z Zimnej Wódki na Górę św. Anny miało mieć miejsce „jutro”, więc mogliśmy tylko poczekać aż wstawią opis po przejściu i jakieś zdjęcia. Byliśmy bardzo ciekawi jak to wygląda i kolokwialnie napiszemy „z czym się to je”. Sam temat Dróg św. Jakuba był dla nas tylko i wyłącznie ciekawym hasłem z Internetu.
Ale skoro poszli w roku 2017 po raz pierwszy, to byliśmy prawie pewni, że będzie i drugie i kolejne przejście tej Grupy z Zabrza. Nie czekaliśmy długo. Chyba ze trzy tygodnie później przeczytaliśmy, że w planie będzie niezwykłe wydarzenie. Pierwsze przejście, czytaj „otwarcie”, śląsko-morawskiej Drogi św. Jakuba, czyli odnogi Drogi Królewskiej VIA REGIA (sami zaczęliśmy szukać po sieci i poznawać coraz więcej wiadomości) z miejscowości Toszek do Pławniowic.
Decyzja była wspólna – sprawdzimy to. Ciekawość była niezmierzona. Zapisaliśmy się i do właściwego dnia rozmawialiśmy na ten temat, przeglądaliśmy archiwum Klubu, sprawdzaliśmy i każdego dnia ustalaliśmy plan wycieczki. Co wziąć, co spakować, jak się ubrać i w ogóle – jak się przygotować. Takie były nasze dylematy w kwietniu 2017 roku.
Dzięki różnym połączeniom komunikacyjnym, na toszeckim Rynku znaleźliśmy się o godzinie 7:00 i do zbiórki w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej mieliśmy jeszcze całą godzinę. Nawet nam nie przeszkadzało, że z nieba kapał deszcz. Chodziliśmy tempem mega spacerowym dookoła Rynku i obserwowaliśmy otoczenie. Jedno auto, drugie, wysiadają ludzie z plecakami i idą w kierunku kościoła. Tak też uczyniliśmy.
Pierwsza msza na jakubowym szlaku. No i w ogóle, wszystko pierwsze. No i najważniejsze, pierwsze spotkanie z pielgrzymami, mającymi różne doświadczenie i ludźmi, którzy już niejeden szlak przemierzyli. Z tymi ludźmi zrobiliśmy sobie „pierwsze” zdjęcie grupowe i poczyniliśmy pierwsze kroki. Pierwsze, ale jak się okaże w przyszłości, nie wiemy, kiedy będą te ostatnie.

Po dziewięciu kilometrach naszej pierwszej wędrówki w miejscowości Poniszowice, mieliśmy – dla nas na pewno niecodzienną – okazję, obejrzeć od środka drewniany kościół św. Jana Chrzciciela. Oglądaliśmy z szeroko otwartymi oczami i jedliśmy kanapki. Pamiętaliśmy również i o nich.
Po przyjściu do Pławniowic, obejrzeliśmy z zewnątrz i zwiedziliśmy wnętrza Pałacu Ballestremów, znajdujący się właśnie na terenie Zespołu pałacowo-parkowego. Gdy wydawało nam się, że ta „pierwsza” wycieczka ma się już ku końcowi, czekał nas jeszcze ciepły posiłek. W remizie strażackiej, zjedliśmy ciepły acz nie do końca pyszny żurek (choć nastawieni byliśmy na grochówkę) i poczyniliśmy ważny, jeśli nie najważniejszy dla nas zakup ostatnich lat. Kupiliśmy muszle świętego Jakuba. Obiecaliśmy sobie, że będziemy je nosić z dumą. I tak też czynimy po dziś dzień.

Od tych szesnastu, wydeptanych w deszczu i słońcu kilometrów, nasze życie się zmieniło. Nawet nie przypuszczaliśmy jak bardzo. Zostańcie i wędrujcie z nami – gdzie i kiedy tylko chcecie.
Początek zaskakujący ale i piękny. BUEN CAMINO 🙂