Trzy dni wcześniej świętowaliśmy Dzień Niepodległości – Górnośląski Klub Przyjaciół Camino zaniechał organizowania przejścia grupowego, a nawet grupowego świętowania. Dbając o zdrowie pielgrzymów propozycja była taka, by wędrowano indywidualnie. Dystans społeczny i mniejszy kontakt międzyludzki są w tych czasach najważniejsze.
Jednakże Pątnicy z Brzeska postanowili kontynuować swoje Rodzinne Pielgrzymowanie Drogą VIA REGIA. Obiecali to w październiku, gdy żegnaliśmy się z nimi w Dąbrowie Górniczej Gołonogu. Miło było Ich znowu spotkać i pokazać im to, co najpiękniejsze przed Górnym Śląskiem. Przed Górnym Śląskiem, bo powiat będziński zalicza się jeszcze do regionu geograficzno-historycznego zwanego Zagłębiem Dąbrowskim.
Pałac Mieroszewskich – Muzeum Zagłębia, to pierwsze ciekawe miejsce na dzisiejszym szlaku. Pałac ten został wzniesiony przez Kazimierza Mieroszewskiego w roku 1702, przed nim znajduje się rozległy podjazd, a po drugiej stronie park z początku XVIII wieku. Zachowały się tu kamienne rzeźby Bachusa i Flory wykonane w roku 1718.
Kolejne miejsce – to oczywiście Góra Dorotki. Jesteśmy tu po raz kolejny i chciało by się powiedzieć, pewnie jeszcze nie po raz ostatni… zważywszy, że dzisiaj niewiele się napatrzyliśmy zarówno na kościół jak i na otoczenie, bo odbywał się generalny remont na zewnątrz świątyni. Tynk tynkiem poganiany. Krótka przerwa posiłkowa i dalej w drogę. Idąc kilkunasto-osobową grupą szybko i przyjemnie doszliśmy do kościoła św. Jadwigi Śląskiej w Rogoźniku. Pogoda nie rozpieszczała i na długie przerwy nie można było sobie pozwolić, bo się szybko „stygło”. Jednak ciepło lubi mieć ruch.
Przez kolejne górki, łąki i pola, przez bobrownickie Repty przeszliśmy do Góry Siewierskiej. Tam nadal trwał remont nawierzchni i mostu drogowego, więc boczkiem zeszliśmy w znanym nam już miejscu nad stawem, by lasami i łąkami zawędrować do Siemoni. Tu nie było czasu na przerwę, gdyż okazało się, że w Sączowie będzie msza pogrzebowa i dobrze byłoby przed nią zdążyć. Więc Góra Dziewicza (taką nazwę ma szczyt drogi) i w lewo prosto do świętego Jakuba. Prosto do Sączowa. Dwadzieścia osiem kilometrów przeszło się szybko i przyjemnie. Dołożyliśmy sobie jeszcze 2 km by dojść na przystanek komunikacji miejskiej w Tąpkowicach i wrócić do domu. Na kawę. Upragnioną od kilku godzin kawusię.
