Gdy czekaliśmy w Świerklańcu na autobus linii 17 który podwiózł naszą grupę (10 stycznia) do Tąpkowic przed nabożeństwem w Sączowie, padło na przystanku pytanie czy planujemy kolejne wyjście na szlak Drogi śląsko-morawskiej i czy ostatni weekend Wszystkim odpowiada? Okazało się, że sobota – niekoniecznie, ale niedziela i owszem, jak najbardziej. Jednogłośna decyzja zapadła z dziesięciu uśmiechniętych twarzy, stojących naprzeciw nas. Oczywiście zaplanowanie tego wydarzenia wzięliśmy na swoje ramiona. Z największą przyjemnością…
LETNI KARNAWAŁ (albo LETNIA ZADYMA) W ŚRODKU ZIMY ! To hasło zna każdy, kto choć raz „zagrał” z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Orkiestra WOŚP-owa gra w tym roku po raz 29-ty. Nikt z nas do tej pory nie był na szlaku jakubowym w trakcie tego Święta, więc była to kumulacja radości i z pewnością każdy z nas po drodze wysłał prosto z serca „światełko do nieba” nie czekając na to właściwe, które będzie na całym świecie o godzinie dwudziestej.
Nie patrząc na kilkustopniowy mróz, kilkanaście minut po godzinie ósmej, cała pątnicza trzynastka poprosiła św. Jakuba przy kościele w Sośnicowicach o dobrą drogę i udała się w kierunku wskazanym przez naklejki z żółtą muszelką. Kilkaset metrów od kościoła jest firma TRAKOR gdzie znajduje się piękna kolekcja zabytkowych traktorów. Tym razem nie dane nam było je zobaczyć, bo firma była zamknięta. Każdego pielgrzyma namawiamy i zapraszamy, żeby – gdy będzie to możliwe – weszli i zobaczyli te cuda. Do Tworoga Małego szliśmy asfaltową drogą – podziwiając zarówno białego konia na śniegu jak i piękną kapliczkę na rozdrożu.
Gdy minęliśmy już wieś i zbliżaliśmy się do cysterskiego lasu, Karinka wyjęła obiecane, przepyszne ciasteczka, które piekła namiętnie dzień wcześniej. Z kronikarsko-blogowej powinności dodam, że głównymi składnikami tych ciasteczek były orzechy, migdały i słonecznik. Niebo w gębie. Po niecałej godzince wędrowania wśród zasp śniegowych i dróżek pokrytych śniegiem, z oddali mieliśmy okazję zobaczyć piękny widok, przebiegające przez drogę stado zwierzyny. Liczarze i liczarki, bo niektórzy się tym zajęli, oznajmili, że kilkaset metrów przed nami przebiegły sarny i jelenie w liczbie – dwadzieścia osiem osobników. My podziwialiśmy zwierzęta a one z pewnej oddali – mieliśmy takie wrażenie – stawały na drodze i obserwowały nas.
Kapliczka św. Magdaleny, znajdująca się w szczerym lesie (na terenach największego leśnego pożaru w Europie) przypuszczalnie powstała w roku 1784 (taka data jest wyryta na kapliczkowych belkach). Chociaż jest obiektem w całości drewnianym z dachem pokrytym gontem i pomimo wielu pożarów okolicznych lasów, nigdy nie spłonęła. Ogień zawsze podchodził w pobliże kaplicy ale kiedy był już bardzo blisko, kierunek wiatru nagle się zmieniał i odwracał ogień w inną stronę. Do dziś uważane jest to za cud. Kościół św. Magdaleny – do dziś niektórzy tak mówią o nim – służył niegdyś robotnikom leśnym, którzy rozpoczynali każdy dzień pracy i kończyli, modlitwą. Dodać w tym miejscu można, że chociaż ten obiekt nie ma ścian, to posiada oprócz kapliczki ołtarz i chór.
Posileni zarówno duchowo jak i pokarmem, kanapkami, ciastami i ciastkami udaliśmy się w dalszą drogę. Oczywiście szliśmy cały czas lasem i dochodząc do skrzyżowania leśnych dróg skręciliśmy w pierwszą drogę, znajdującą się po naszej lewej stronie. Ta prosta, kilkukilometrowa droga prowadzi prosto do Rud, przez przysiółek Brantolka. Ale zanim dotarliśmy do torów kolejowych, które są jakby graniczną linią lasu i przysiółka, mieliśmy po drodze ŁAWKĘ ZAKOCHANYCH. Jako, że święto Zakochanych będzie dopiero za 14 dni – już dzisiaj postanowiliśmy sobie zrobić takie „zakochane” zdjęcia. Małżeństwa i koleżanki nie były żadnym zaskoczeniem ale został kolega z Woźnik, który z powodu braku pary musiałby pozować do zdjęcia w pojedynkę. Nic bardziej mylnego – jednemu osobnikowi rodzaju męskiego towarzyszyło SIEDEM obecnych na wędrówce niewiast. To się chyba nazywa być „w siódmym niebie”. Nie wiadomo tylko do końca było, czy otoczyły Go sarny, łanie czy jednak wrony… ?
Do Rud dotarliśmy o godzinie 13-tej, czyli na przejście tego odcinka potrzebowaliśmy 4,5 godziny, wliczając w to przerwę przy świętej Magdalence. Było radośnie, lekko mroźnie i słonecznie – czyli zgodnie z naszymi przed-wyjściowymi założeniami. Wstępnie też w kaplicy ustaliliśmy, że następny etap należałoby zaplanować w Walentynki. Jak nam wyjdzie przejście „serduszkowe”? Bądźcie z nami a my na pewno zdamy Wam relację …
❤️Super❗
Niedziela udana👍
Przeczytałam jednym tchem 🙃😊Ciepło pozdrawiam wszystkich uczestników wyprawy 🌞💪