Kiedy jedenastego dnia września wyjeżdżaliśmy z Krakowa było nam trochę żal, że zamiast iść dalej, my wracaliśmy do domu. Na Konferencję Naukową i Parlament doszliśmy prosto ze szlaku i też wyszlibyśmy na szlak, ale … nocowaliśmy w domu, bo w Domu Gościnnym w Opactwie Benedyktynów wszystkie miejsca noclegowe były już zajęte. Tak bywa i dlatego etap krakowsko-tyniecki odłożyliśmy na później. Ale jak to w życiu bywa – w naszym też – często „później” oznacza faktycznie później a czasami przychodzi niespodziewanie.
Kilka dni temu zapisaliśmy się na klubowe wyjście, na małopolską Drogę św. Jakuba z Tyńca do Sanki. Tak, właśnie tak. Górnośląski Klub Przyjaciół Camino zamierza zorganizować pielgrzymowanie z Opactwa w Tyńcu do saneckiego Sanktuarium, gdzie prawie pół roku temu świętowaliśmy 30-tą rocznicę ślubu. Oczywiście, perspektywa tego przejścia nam się bardzo podoba i właśnie dlatego należało przyspieszyć połączenie krakowskiego „Papieskiego Okna” z tynieckim wzgórzem.
Nie zwlekając więc zbyt długo, bo sobót wolnych w naszym kalendarzu nie ma nadmiaru, zdecydowaliśmy się na ten wypad do pięknego Krakowa właśnie dzisiaj. Przejdźcie ten kawałek z nami …
… a rozpoczniemy na ulicy Franciszkańskiej 3, pod oknem, które zna cały świat. Stamtąd patrzy na nas święty Jan Paweł II i uśmiecha się do nas. Gdyby mógł, to z pewnością wskazał by kierunek na Planty biegnące w kierunku Wawelu, by pielgrzym mógł spotkać tam … dwóch naukowców myślicieli, matematyków.
Jak wieść krakowska niesie : „Ta historia miała miejsce pewnego letniego wieczoru w 1916 roku u stóp Wawelu. Młody uczony – Hugo Steinhaus – podczas spaceru usłyszał, że ktoś rozmawia o całce Lebesgue’a. Było to dla niego wielkim zaskoczeniem, bo pojęcie to znane było w owych czasach jedynie specjalistom. Rozmówcami okazali się dwaj młodzi ludzie: Stefan Banach – matematyk samouk oraz Otto Nikodym – nauczyciel matematyki w IV Gimnazjum w Krakowie. Zaintrygowany Steinhaus podszedł do nich i włączył się do rozmowy” [matematyka,wroc.pl]
Po takiej lekcji historii i matematyki zarazem, udaliśmy się nad Wisłę, i dotarliśmy na Most Dębnicki a następnie, przechodząc na bulwary pod drugiej stronie rzeki, doszliśmy do Mostu Zwierzynieckiego. Idąc dalej ulicą Tyniecką albo inaczej mówiąc tym, co zmieniono w ścieżkę rowerową, znaleźliśmy się w Bielańsko-Tynieckim Parku Krajobrazowym. Dokładnie po pięciu kilometrach od wyjścia z ulicy Franciszkańskiej, ukazał się naszym oczom Klasztor Ojców Kamedułów, czyli kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny znajdujący się na Srebrnej Górze, na krakowskich Bielanach. Trzy wieże tego klasztoru były z nami przez kolejną godzinę pielgrzymowania i widzieliśmy ich przeróżne konfiguracje. Raz schowane za drzewami a w innym ujęciu pięknie nad nimi górujące.
Przerwę śniadaniową zrobiliśmy w przydrożnym obiekcie gastronomicznym „Przystanek Kolna”, znajdującym się nieopodal ścieżki rowerowej. Za nami przyjechała grupa młodych rowerzystów z opiekunkami i w takich to okolicznościach przyrody, poznaliśmy dwa słowa małopolskiej ? /krakowskiej ?/ gwary : rozgacić się i ogacić się. Śmiechu było co nie miara, bo od razu daliśmy po sobie poznać, że nie znamy tych słówek. Może Ktoś nam wyjaśni skąd te słowa się wzięły, bo wikipedia podaje :
Ogacenie – przykrycie albo uszczelnienie służące do ochrony obiektu lub przedmiotu (np. budynku, ula, barci) przed zimnem. … Dawne ule mogły być ogacane gliną (którą zasmarowywano z zewnątrz całą dłużycę oraz szpary pomiędzy nią i ścianami ula), krowieńcem, krowieńcem z gliną, lub mchem.
Skąd niby ma człowiek wiedzieć, że chodziło o rozbieranie i ubieranie się? Przecież my na Śląsku mówimy : seblekać się (seblykać sie) i oblekać się. Może Ktoś z czytających nasz wpis dopisze jakie w innych częściach kraju mogą mieć odmiany te czynności ?
Przed autostradą A4, na wysokości toru kajakowego czekała na nas – raczej niemiła – niespodzianka. Otóż remontują lub naprawiają wały nad Wisłą co powoduje brak możliwości pójścia dalej szlakiem. Rzut oka na to gdzie zmierzają rowerzyści i biegacze i okazało się, że czekało nas obejście tej budowy, skutkiem czego dołożyliśmy około 2 kilometrów, aby wrócić po drugiej stronie A4 na szlak i dojść do Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. A na dziedzińcu przed kościołem Piotra i Pawła odpoczywała już, znana nam z „rozgacania się” ekipa młodych rowerzystów.
O Tyńcu można pewnie opowiadać długo, ale my w tym miejscu zaznaczymy, że jeśli pożyjemy jeszcze 23 lata – jest to możliwe, to będziemy mieli okazję przejść się jakubową Drogą (o ile jeszcze będziemy aktywni ruchowo), na jubileusz 1000-lecia powstania tego Opactwa.
Jak czytamy „Opactwo usytuowane na wapiennym Wzgórzu Klasztornym nad Wisłą, ufundował najprawdopodobniej Kazimierz I Odnowiciel w roku 1044.” [władcą Polski był w latach 1034-1058 – przypis mwp] Acz z innych historycznych zapisków dowiadujemy się, że „część badaczy uważa, że tynieckie Opactwo dla Benedyktynów ufundował dopiero syn Kazimierza I Odnowiciela, mianowicie Bolesław II Szczodry.” [królem Polski był w latach 1076-1097 – przypis mwp]
Historia to piękna z nauk i bez względu kto ma rację, tysiąclecie tynieckiego Opactwa jest na pewno w zasięgu naszego pokolenia.
Na środku dziedzińca znajduje się także zabytkowa studnia – datowana na rok 1620.
***
W związku z tym, że dokładnie w południe doszliśmy na tyniecki dziedziniec, wypadało coś jeszcze począć z tą piękną, październikową, słoneczną sobotą. Zaplanowaliśmy sobie trzy punkty i postanowiliśmy je zrealizować, zanim pociąg Kolei Śląskich wywiezie nas z Małopolski na Górny Śląsk.
Tym razem nie wróciliśmy do Krakowa pieszo … doprecyzowując, nie całkiem. Na Rynek Dębnicki wróciliśmy autobusem komunikacji miejskiej, linia nr 112 i udaliśmy się na powolny, krakowski, ciekawy spacer.
1/ W „nagrodę” poszliśmy nad Wisłę i tak doszliśmy do Kładki Ojca Bernatka, czyli do dwupasmowej kładki – osobnej dla pieszych, osobnej dla dwukołowców. Udaliśmy się do Sanktuarium świętego Józefa, które mieliśmy już raz okazję odwiedzić w trakcie naszego pielgrzymowania Drogą Królewską VIA REGIA z Wieliczki do Krakowa. Oprócz świętego Roku jakubowego, również 2021 rok poświęcony jest świętemu Józefowi.
2/ Wracając w kierunku centrum Krakowa, mostem Marszałka Józefa Poniatowskiego, doszliśmy do starej, pięknej, krakowskiej dzielnicy Kazimierz, gdzie najpierw udaliśmy się do Bazyliki Bożego Ciała a potem delektowaliśmy się każdą uliczką, każdą kamienicą i klimatem tego zacnego miejsca. Synagogi, cmentarz żydowski i „Okrąglak” na Placu Nowym, moglibyśmy chyba odwiedzać codziennie. To była wisienka na torcie, tego sobotniego popołudnia.
3/ Pierwszym punktem z rana, którym zainteresowaliśmy się przed dojściem pod okno na Franciszkańskiej, był lokal CAMINO przy ul. Stolarskiej. I tak jak sobie rano obiecaliśmy, wróciliśmy w to miejsce. Przewodniki małopolskiej Drogi zapodają to miejsca jako „przyjazne pielgrzymom” i warte wejścia, jednak nam się wydaje, że były to nasze jednorazowe odwiedziny tego miejsca. Oczywiście najlepiej jak każdy się o tym sam przekona, ale bezsprzeczny jest fakt, że nie ma żadnego znaczenia, czy jesteś pielgrzymem czy też turystą, swoje naście lub kilkadziesiąt minut w oczekiwaniu na obsługę odczekać musisz. Szkoda. Jedną rzeczą pozytywną, którą wynieśliśmy z tego miejsca – również zgodnie z przewodnikami – w naszych paszportach pielgrzyma pojawiła się kolejna pieczątka z Małopolskiej Drogi.
W następny weekend wracamy na nasze częstochowskie pielgrzymowanie, więc zostańcie z nami. Na pewno będzie ciekawie.
BUEN CAMINO !
BUEN CAMINO Wam 🙂 🙂
Bueno Camino🙂