2022.07.29__BOCHNIA_BRZESKO__18km

BLOG „LIVE” BRZESKO – dzień pierwszy

Gdy ponad miesiąc temu wybieraliśmy się do Brzeska, mieliśmy do wyboru dojazd pociągiem lub autobusem. Oczywiście, wraz z GKPC pojechaliśmy do Szczepanowa autokarem, by do samego miasta dojść, jak na pielgrzymów przystało – piechotą. Nie inaczej postanowiliśmy dzisiaj.
Wersja pielgrzymkowa – piesza – w naszej ulubionej wersji „pod prąd” to główna potrawa dzisiejszego dnia. A pomysł oczywiście wziął się prosto z naszych głów, w których od wielu lat, Bochnia i dojście do niej, kojarzy się z … widokiem mokrych butów, kurtek deszczowych i parasoli, które nie były w stanie nas ochronić przed przemoczeniem do suchej nitki. Widok przystanku autobusowego gdzieś się nam jeszcze w pamięci kołacze (zrobiliśmy tam chwilę przerwy) ale widoku budynków, kościołów i kapliczek czy innych ciekawych miejsc, żadne z nas nie jest w stanie sobie przypomnieć.

To dzisiaj jest ten dzień, żeby zobaczyć to, co we wrześniu 2019 roku przesłoniła nam Matka Natura, ścianą deszczu…
Wybierzcie się z nami – zapraszamy.

Najpierw troszkę polskiej, szarości kolejowej.
Pociąg IC „Wyspiański” miał przyjechać (z Wrocławia) i zabrać nas z Katowic o godzinie 8:23. Spóźnieni, wyjechaliśmy o godzinie 8:50. Mimo, że miejsca mieliśmy „siedzące” na podłodze bo innych w tym pociągu nie było (bilet był też „bezmiejscowy”) – stwierdziliśmy, że 1,5h damy radę. Do Krakowa przyjechaliśmy z jeszcze większym opóźnieniem, bo zamiast ok. 9,35, byliśmy grubo po dziesiątej. To też byliśmy jeszcze jakoś w stanie zrozumieć, ale pociąg zamiast ruszyć w kierunku Przemyśla, stał na peronie i stał. Po kilku minutach, zrobiliśmy zwiad u kierownika pociągu i okazało się… że czekamy na jakiś inny pociąg, który wiezie podróżnych w wagonach, które w Krakowie trzeba przepiąć ale i on jest spóźniony, więc wyjazd był zaplanowany łącznie, z postojem ok. 100 minut. I tu kierownik pociągu przyszedł nam z radą, abyśmy zmienili pociąg. Bo okazało się, że przez nasze wielkie opóźnienie, dwa perony obok wjedzie następny pociąg do Przemyśla (tym razem z Poznania) i warto się na niego przesiąść, skoro jedzie się raptem jedną stację od Krakowa Głównego.

Poinformowani zostaliśmy, że nasze bilety będą nadal ważne i honorowane również w drugim pociągu. Kilka sekund burzy mózgów i spakowani zmieniliśmy peron drugi na czwarty, gdzie miał za chwilę wjechać IC „Ślązak”. Nie liczyliśmy, ile niecenzuralnych komentarzy padło na czwartym peronie, bo i ten pociąg miał 30-minutowy poślizg. Czarę goryczy przelał fakt, że z „Waryńskiego” po rekomendacji kierownika pociągu, przesiąść się chciało chyba z pół pociągu.
Do Bochni, bo taki był nasz cel startowy dojechaliśmy, drogą okrężną, kilkanaście minut przed południem. Już byliśmy zmęczeni, a przecież jeszcze nie wyszliśmy w trasę.

Żeby sobie pokolorować tę kolejową szarość, na początek zwiedzania Bochni wybraliśmy się do Muzeum.

MUZEUM MOTYLI ARTHROPADA [https://muzeummotyli.com]

Samo słowo MUZEUM z pewnością przynosi nam na pierwszą myśl, miejsce z zawartością historyczną a tu, w Bochni mieliśmy przyjemność oglądania motyli i innych swtorzeń. Nie będziemy ściemniali, że znamy się na tym, co widzieliśmy, dlatego nie będziemy Wam o tym opowiadać. Najlepszym wyjściem jest wybranie się osobiście do tego przepięknego, przebarwnego, muzealnego, bochnieńskiego przybytku.

MOTYLE, inaczej łuskoskrzydłe (Lepidoptera – lepidos /łuska/ i pteron /skrzydło/ należą do najbardziej zaawansowanych ewolucyjnie owadów. Ich ciało, składające się z segmentów, chroni chitynowy oskórek. Poszczególne segmenty połączone stawami umożliwiają swobodę ruchu. Skrzydła pokrywa warstwa drobnych łusek.”

Dodatkowo, zachęcamy Was poniższych zdjęciem. Naprawdę warto. Przeżyjecie tu kolorowy zawrót głowy a podziw, połączony a OCHami a ACHami, słychać tu prawie przy każdym zestawie z zebranymi okazami. A jest ich tam ponad 5000.

Skoro byliśmy dwie godziny w plecy, to obejrzeliśmy co trzeba, podziękowaliśmy i poszliśmy na Drogę Królewską VIA REGIA – jak już wspomnieliśmy na początku – pod prąd. Zajrzeliśmy do bazyliki św. Mikołaja, zerknęliśmy na pięknie odrestaurowany, bochnieński rynek i stromą ulicą wyszliśmy, udając się najpierw w kierunku Brzeźnicy. Przypomniało nam się, stojąc przy świątyni, że „jednym okiem” widzieliśmy ją podczas naszego, deszczowego wędrowania, ale dzisiaj nie omieszkaliśmy się zatrzymać i zwiedzić tego kościoła pw. Piotra i Pawła oraz św. Stanisława Biskupa.

„Kościół zbudowano w 1632 roku na miejscu świątyni sprzed 1078 roku, zniszczonej przez pożar. Konsekrował go w 1635 roku biskup Tomasz Oborski. Wokół znajdował się cmentarz. Świątynię kilkakrotnie przebudowywano w latach 1826 i 1853, w 1892 roku powiększono. Od 1998 roku trwają w nim prace remontowe i renowacyjne. Wnętrze kryje strop płaski z fasetą i zdobi polichromia figuralno-ornamentalna z 1899 roku.
W ołtarzu głównym z 1776 roku, dłuta Piotr Kornecki z Gdowa, znajduje się obraz świętego Andrzeja Boboli i wysuwany obraz świętego Stanisława, namalowany przez Marię Artwińską w 1915 roku, jako wotum dziękczynne za ocalenie wsi w czasie pierwszej wojny światowej. Są tu ponadto: trzy ołtarze boczne i ambona z 1777 roku, późnobarokowe organy z XVII wieku oraz kamienna, gotycko-renesansowa chrzcielnica i późnogotycki krucyfiks na tęczy z XVI wieku, z poprzedniej świątyni.” [visitmalopolska.pl]

Posileni duchowo i kanapkowo, udaliśmy się w długą, najpierw asfaltową, a potem idącą polami i lasami, drogę w kierunku Jasienia. Odpowiedni kierunkowskaz ukierunkował nas na cel, jakim było brzeskie Sanktuarium. Biała kropka nas do niego prowadziła…

Wiedzieliśmy gdzie będzie przystanek komunikacji i staraliśmy się rozpoznawać miejsca, w których po-kukurydziane błoto i padający ulewnie deszcz, sprawiły, że nie wspominamy tego fragmentu pielgrzymowania z 2019 roku. Dzisiaj mogliśmy wędrować spokojnie, bo lipcowe słońce grzało ale wiatr i chmurki robiły swoje. Po drodze też podziwialiśmy kapliczkę św. Huberta i pomniejsze kapliczki Maryjne. Nie ominęły nas też „spowalniacze” i mogliśmy smakować, jeżyn, malin, gruszek, jabłek i wisienek, prawie że do woli.

W Jasieniu kościół przywitał nas otwartymi wrotami ale z chłodnego przedsionka już dalej nie weszliśmy. Oszklone drzwiczki skutecznie odgrodziły nas od wnętrza tego kościoła. Na plebanii też nikogo nie było żeby poprosić o otwarcie kościoła i pieczątkę do paszportu pielgrzyma. Trudno – to dla nas nie nowość.

Była godzina szesnasta, gdy po krótkiej przerwie udaliśmy się w ostatni dzisiejszy fragment drogi, czyli Drogi VIA REGIA do jakubowego, przepięknego miasta BRZESKA. Farę św. Jakuba widzieliśmy już z daleka i po kilkunastu minutach stanęliśmy przy niej.

Weszliśmy do kościoła, podziękowaliśmy Patronowi za drogę, schłodziliśmy się w cieniu drzew i po godzinie siedemnastej (zgodnie z ustaleniami telefonicznymi) dotarliśmy do Szkolnego Schroniska Młodzieżowego, do którego mieliśmy dosłownie od Rynku, kilka minut. W tym miejscu dziękujemy Paniom z SSM, które mimo, ciężkiego dnia (sprzątanie po grupie młodzieży) uwinęły się na tyle, że nasz pokój był już przygotowany. Czyściutki, pachnący i ze świeżą pościelą. A jak dodamy gorący prysznic i herbatę – nic więcej dzisiejszego dnia nie było nam trzeba,

ps.
Jeszcze jedna ważna informacja dla pielgrzymów.
Jeśli wpadniecie na taki genialny pomysł jak my, czyli wędrowanie pod prąd z Bochni do Brzeska, to Was uprzedzamy : zdecydowanie nie jest to najlepszy wybór.
We właściwym kierunku, z pomocą strzałek i muszelek, zdecydowanie w większej ilości schodząc w dół, jest łatwiej. W skwarze słonecznym o wiele łatwiej.
Ale wiecie już też, z naszego bloga, że „Pielgrzym nie ma mieć łatwo…”
Ten cytat głęboko wzięliśmy sobie do serca.

Od dziewiętnastej w Brzesku leje deszcz…

BUEN CAMINO !

4 komentarze

Dodaj komentarz