Gdy w nocy ulewa, a śnią Ci się jeże, poranek pomysły przyniesie świeże…
Nie jesteśmy pewni czy to zdanie przejdzie do kanonu przysłów polskich ale pasowało do dzisiejszego dnia idealnie. Poranna kawa i pyszne śniadanie – to okoliczności, które sprawiają że wspólnie ustala się plan dnia.
Po sprawdzeniu w sieci wszelkich przejazdów, dojazdów i możliwości powrotu, wpadła nam koncepcja zatytułowana : SZAFARNIA.
Początki Szlaku św. Jakuba w Województwie Kujawsko-Pomorskim
„Współczesnym inicjatorem wyznaczenia Szlaku św. Jakuba w województwie kujawsko-pomorskim był toruński podróżnik i poeta Włodzimierz Antkowiak. Pierwsze starania podjął już w 2005 roku. Starając się wyznaczyć szlak najatrakcyjniejszą turystycznie trasą oparł się przy tym na dawnym trakcie handlowym biegnącym z Rygi do Amsterdamu, biorąc również pod uwagę wytyczone już wcześniej szlaki turystyczne PTTK, zwłaszcza szlak żółty E-11.
W 2007 pierwszy odcinek biegnący z Iławy do Torunia oznakował Oddział Miejski PTTK im. Mariana Sydowa w Toruniu pod przewodnictwem Henryka Miłoszewskiego. Akcję wsparły władze Torunia, a także samorząd Brodnicy i Kurzętnika. Dodatkowo w kwietniu tego samego roku w czasie trwania odbywających się w Toruniu Dni Pampeluny przed kościołem św. Jakuba odsłonięto mosiężną tablicę z symbolem szlaku – muszlą, podobną do tej, która znajduje się przed kościołem św. Jakuba w Getyndze. Niecały rok później wyznaczono kolejny, południowy odcinek szlaku: Toruń – Trzemeszno. Wsparcie przy tej inicjatywie udzieliły po raz kolejny władze Torunia, a także władze Kruszwicy. [www.caminopolaco.pl]”
Nie będziemy ukrywać faktu, że jako toruńskie pierniki jesteśmy dumni, że przez nasz ukochany Toruń przebiega jeden z najdłuższych szlaków pielgrzymkowych w Polsce, znakowany muszlami i strzałkami, prowadzący od granicy z Litwą do Wielkopolski i później, kolejnymi fragmentami jakubowych szlaków do hiszpańskiego Santiago.
Marzyło nam się nią przejść i św. Jakub pomógł nam w spełnieniu tego marzenia. Widocznie, właśnie nie bez powodu, sesja parlamentarna na którą się wybieramy, odbędzie się w tym roku w pięknym mieście Gdańsku.
Plan tak nam się ułożył, że najpierw dotarliśmy do Szafarni i wybraliśmy się na wędrówkę do leżącego nieopodal kościoła św. Jakuba we wsi Płonne.
Kościół św. Jakuba w Płonnem [KOŚCIÓŁ NR 45] dokładnie opisując, leży na szlaku Camino Polaco, około trzech kilometrów przed Szafarnią – patrząc od właściwej strony szlaku.
Oczywiście nie byliśmy zaskoczeni faktem, że kościół obejrzeliśmy tylko z zewnątrz, bo za dużo cudów jednego dnia, to pewnie za dużo.
Tymbardziej, że jeszcze dziś się zadzieje.
„Parafia była erygowana zapewne pod koniec XIV wieku, choć według tradycji świątynia została wzniesiona w 1402 roku. Był to kościół murowany, orientowany, wybudowany w stylu gotyckim, znajdujący się na starym wzniesieniu, być może wczesnośredniowiecznym grodzisku. Około 1545 roku świątynia była restaurowana przez Erazma Kretkowskiego, kasztelana brzeskiego, z kolei uposażył ją biskup płocki Samuel Maciejowski herbu Ciołek. Na podstawie wizytacji z 1781 roku wiadomo, że w kościele znajdowały się cztery ołtarze” [www.google.com]
Dodać warto, że : „w Płonnem kilkakrotnie (w latach: 1925, 1926 i 1929) przebywała Maria Dąbrowska. Wieś dzięki temu stała się pierwowzorem Krępy z << Nocy i dni >>. W Szkole Podstawowej w Płonnem działa Regionalna Izba Pamięci Marii Dąbrowskiej, gromadząca pamiątki po pisarce…”
Najpierw jednak, powrót szlakiem do Szafarni i zwiedzanie Ośrodka Chopinowskiego.
„Najbardziej znaczącym wydarzeniem, dzięki któremu Szafarnia pojawiła się na kulturalnej mapie Europy, stał się pobyt w majątku Dziewanowskich Fryderyka Chopina (1810 –1849) – wybitnego polskiego kompozytora i pianisty.
Początki niezwykle serdecznej i trwałej przyjaźni między rodzinami Dziewanowskich i Chopinów datuje się na lata kawalerskie Mikołaja (ojca Fryderyka), który najprawdopodobniej pracował jako guwerner i nauczyciel w Szafarni. Zażyłość pomiędzy domami wzmocniła dodatkowo przyjaźń między Dominikiem Dziewanowskim (synem Juliusza) a Fryderykiem Chopinem oraz fakt, że Jan Nepomucen Dziewanowski trzymał do chrztu Ludwikę Chopinównę.”
Po więcej historii o Szafarni, o wizycie Chopina i powstaniu tegoż Ośrodka zapraszamy Was na stronę internetową : www.szafarnia.art.pl
Po zwiedzeniu kilku sal pamiątkowych i pokoju w którym mieszkał młody Fryderyk, zeszliśmy poniżej w stronę piwnicy, gdzie znajduje się kawiarenka. Może i byśmy tam nie poszli ale pewien zapach był do prawdy „przyciągający”.
Jeśli będziecie kiedyś w tym miejscu, gwarantujemy, że nie musicie pytać ani szukać tego kawowego przybytku – zapach świeżych, pieczonych pierników sam Was doprowadzi.
Poniżej prezentujemy Was kawę ze śmietanką i „niespodzianką”.
CHOPINÓWKA – bo tak nazywa się ta kawa i ma nutkę wylaną z likieru czekoladowego. Poezja smaku i ten nutkowy pierniczek…
Spacer wokół przy-ośrodkowego stawu również sprawił przyjemność, bo wiaterek powiewał, słońce lekko wychodziło zza chmur a cisza jaka tam była, była wręcz wspaniała. Dajcie się tu zaprosić, mimo, iż nie jest ani łatwo się tam dostać ani wyjechać (nie będąc samemu mobilnym).
I właśnie kilka słów o komunikacji i otrzymanym „cudzie” :
To że komunikacja autobusowa kuleje w Polsce, to chyba nie jest żadna nowość. W dobie Internetu wydawało by się, że o „wypadających” autobusach (awarie i korki na drogach się przecież zdarzają) na tzw. Dworcach Autobusowych, pasażerowie powinni zostać powiadomieni, nazwijmy to „niezwłocznie”. Niestety, dzisiaj się przekonaliśmy, że XXI wiek jeszcze w wiele miejsc nie dotarł. Jeden autobus nie przyjechał, a drugim pojechaliśmy 45 minut później.
Wydawało by się, że nic nas nie może już spotkać, ale spotkał nas mega-korek w Kowalewie Pomorskim, gdzie drogowcy naprawiali ubytki w jedni, dokładnie … dwa ubytki. Kowalewo zatłoczone z każdej możliwej strony dojazdowej. O tym, żeby autobus mógł cokolwiek objechać, nadrobić, nie było w ogóle mowy. Pod Ośrodkiem w Szafarni wysiedliśmy … 70 minut później, niż zaplanowaliśmy rano.
No cóż, na realizację dzisiejszych zamierzeń mieliśmy o godzinę mniej, ale nie zraziło nas to wcale. Wręcz przeciwnie, powiało nam nieźle „w muszle” bo z kilkunastominutowym zapasem czekaliśmy na pobliskim przystanku na powrotny autobus… który o planowej godzinie nie przyjechał.
Wiecie, co się czuje w takiej sytuacji, pięćdziesiąt kilometrów od domu?
Było kilka opcji w głowie :
10 km piechotą szlakiem do Golubia Dobrzynia (stamtąd jest więcej szans na wyjazd autobusem w kierunku Torunia) albo wędrowanie 22 km (pieszo lub z podjazdem do Kowalewa na pociąg) lub stanie i czekanie na tym nieszczęsnym przystanku pod Ośrodkiem, gdzie z każdą chwilą oczekiwania robiło się coraz chłodniej.
Kilkanaście minut tak już dreptaliśmy z nogi na nogę, gdy z Ośrodka wyjechał autokar turystyczny a następnie zaczęli wyjeżdżać pracownicy. Podeszliśmy do pojazdów i zaczęliśmy podpytywać, czy moglibyśmy liczyć na wywiezienie nas z tego miejsca, ale w zamian otrzymywaliśmy tylko informacje zwrotne, że „jadę nie w tym kierunku” lub „będzie na pewno następny autobus, zaczekajcie”.
No przecież pod koła nikomu się rzucimy.
Spojrzeliśmy w niebo, poprosiliśmy św. Jakuba, żeby nie zapomniał o nas i dopilnował dla nas tego, kolejnego autobusu.
Jeszcze nie wszystkie pojazdy zdążyły wyjechać i jeszcze chwilka minęła zanim jedna z Pań zamykała za sobą bramę Ośrodka, gdy zobaczyliśmy wracający samochód, który wyjechał jako jeden z pierwszych. Okazało się, że wrócił po nas młody człowiek o imieniu Bartek.
I to właśnie był ten cud.
Wrócił po nas – bo zobaczył jakubowe muszle, wrócił – by podwieźć nas do większej miejscowości, którą był właśnie Golub-Dobrzyń, przyjechał po nas – bo pewnie Nasz Patron wysłał mu taką „życzeniową myśl”.
Panie Bartku – wiemy, że to tylko słowo, ale DZIĘKUJEMY !!!
I to się nazywa prawdziwy PRZYJACIEL PIELGRZYMA.
Podjechaliśmy na Dworzec Autobusowy w Golubiu i zanim samochód Pana Bartka zniknął nam z oczu, pojawił się autobus PKS z tabliczką TORUŃ.
Nic nie dzieje się przypadkowo…
BUEN CAMINO !
BUEN CAMINO !