2023.05.04__ZATOR_BIELANY__24km

„Okazuje się nieoczekiwanie, że w XXI wieku świat stanął wobec pandemii nieznanej nam dotychczas śmiertelnej choroby. Święty Roch uczy nas, że jeżeli wszystko oddamy w ręce Boga, zaufamy Mu i zanurzymy się w głębię Jego miłosierdzia, to nie mamy prawa tracić nadziei. Święty Roch uczy nas, że czasem trzeba zaryzykować, oddać wszystko Panu Bogu i zasłużyć na życie wieczne. Jest nie tylko patronem, którego wzywamy w dobie zarazy, jest patronem naszego życia jako pielgrzymów, którzy zdążają do wieczności. Jest nauczycielem głęboko chrześcijańskiej moralności: jak żyć, jak kształtować swoją codzienność, by otrzymać nieprzemijający skarb w niebie” – mówił metropolita krakowski w czerwcu 2020 roku w homilii, w trakcie uroczystości ogłoszenia patronatu św. Rocha nad miastem i gminą ZATOR. [ekai.pl]

Często oglądając obrazy i figury świętych w kościołach, można pomylić świętego Rocha ze świętym Jakubem. Czasami trudno Ich odróżnić, jak na przykład w kościele Zwiastowania NMP w miejscowości Biskupów (wędrowaliśmy tam w marcu 2022 roku) gdzie – jak się okazało po rozmowie z bratem Jakubem, figurze świętego Rocha „uciekł” pies.
W ikonografii św. Roch przedstawiany jest jako młody pielgrzym lub żebrak w łachmanach, z psem liżącym razy lub biegnącym obok. Jego atrybutami są : anioł, pies trzymający w pysku chleb i … torba pielgrzyma. [pl.wikipedia.org]

Taka właśnie figura stoi w zatorskiej świątyni, świętych Wojciecha i Jerzego, do której przybiliśmy z samego rana.

Kościół wspomnianych świętych (niedawno obchodziliśmy Ich wspólne imieniny), gotycki, farny, erygowany był w roku 1393 i jest „najstarszą i najcenniejszą pamiątką Zatora”. Pierwotny kościół w stylu romańskim zwany „ducatis” (książęcy) istniał już przed rokiem 1292, gdy cieszyński książę Mieszko wyniósł tą książęcą wieś do godności miasta.

Najcenniejsze pamiątki w tej świątyni to niewątpliwie :
– Chrzcielnica spiżowa z 1462 roku. Ufundował ją książę Kazimierz. Jest to najstarsza pamiątka po Zatorskich Piastach. Na czaszy znajduje się postać księcia, który trzyma chorągiew Księstwa Zatorskiego i tarczę z piastowskim orłem. Napis wykonany jest w języku staroniemieckim (może oznaczać: „wszystko co my zaczynamy, zyskuje dobry koniec”).
– Fragmenty fresków na ścianach – po lewej stronie mocno zniszczony i nieczytelny (być może jest to św. Mikołaj). Po prawej – MB Różańcowa z Dzieciątkiem Jezus w otoczeniu tajemnic różańcowych.

Więcej informacji i historii znajdziecie na stronie parafialnej : [https://parafiazator.pl/o-parafii/historia/]

Otrzymawszy pieczątki i zrobiwszy podstawowe zakupy (woda i pieczywo) wyruszyliśmy w kolejną, małopolską wędrówkę ze świętym Jakubem. Plan był skrupulatnie przygotowany i rozpisany.
Tak się dzieje w przypadku skorzystania z komunikacji miejskiej i kolejowej na zakończenie etapu.
Wiedzieliśmy o której musimy być u celu, żeby przed wieczorem móc spokojnie, bez zbędnej nerwowości wrócić do domu.

Słońce pięknie przyświecało muskając nas po twarzach, chłodnym, podeszczowym jeszcze wiatrem, dookoła – jak to w maju – było żółto i pachniało rzepakiem. Droga asfaltowa wśród pól nie była niczym nagrzana, więc nie sprawiała efektu ogrzewania stóp i szło się całkiem przyjemnie.
Tak dotarliśmy do miejscowości PIOTROWICE, gdzie stojąc na skrzyżowaniu ulic, dostrzegliśmy w niedalekiej oddali kościół. Dzisiaj nic nie stało na przeszkodzie aby się tam udać.

„Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi i piotrowicka parafia „po raz pierwszy wzmiankowana została w spisie świętopietrza z roku 1326 pod nazwą <Petrowicz>. Następnie w kolejnych spisach (w latach 1346-1358) jako <Potrovicz>”. [pl.wikipedia,org].
Znaleźliśmy też informację, że „budowę obecnego kościoła zakończono w roku 1895 i że w jej wnętrzu najcenniejszymi obiektami są ołtarz główny i rzeźba Pieta z XIV wieku.” [pl.wikipedia.org]

Wędrując przez wsie i wioski, pola i łąki (wciąż pachniało pięknym, żółtym rzepakiem) dotarliśmy kwadrans po godzinie jedenastej do małopolskiej wsi OSIEK koło Oświęcimia i do kościoła – a nawet dwóch kościołów, pw. świętego Andrzeja Apostoła.
Od razu dodajmy, że drewniany kościółek pochodzący z XVI wieku (jest zabytkiem na szlaku Małopolskiej Architektury Drewnianej) od wieku XIX nie jest użytkowany w celach liturgicznych.

W pięknie opisanej historii na parafialnej stronie parafii [http://parafia-osiek.pl/historia/], możemy przeczytać :
„Rozpoczęcie budowy [nowego kościoła – przypis MwP] wymagało zdobycia przez parafię ponad 100 tys. koron w gotówce, co na ówczesne czasy było fortuną. Aby tą kwotą opodatkować parafian, należało najpierw ustalić, ile złoży obszar dworski, a następnie podjąwszy uchwały przez obie rady gminne i komitet parafialny, złożyć umotywowany wniosek o zgodę na opodatkowanie do Starostwa w Białej. Ostatecznie kosztorysową kwotę zabezpieczono z darowizny obszaru dworskiego w osobie Oskara Rudzińskiego, podatku konkurencyjnego gmin Osiek i Malec oraz z legat i ofiar kościelnych. Roboty ruszyły w szybkim tempie 21 VII 1904 r. Dzień wcześniej odbyła się uroczystość poświęcenia placu budowy, do którego wcześniej wykonano drogę dojazdową.”

Pielgrzymi posiłek z gorącą kawą spożyliśmy w ogrodzie przy plebanii, na szerokiej, drewnianej ławce, wśród rosnących drzew. Po prawie 18 kilometrach ciągłej wędrówki, zwykłe bułki mleczne popite kawą smakowały wyśmienicie a i odpoczynek mógłby w tym miejscu trwać o wiele dłużej, niż na niego przeznaczyliśmy.
Nie było żadnego księdza na plebanii ale dzięki uprzejmości Pani z kuchni, mogliśmy skorzystać z toalety i otrzymać do paszportu, dwie pieczątki. Jedna z kościoła a druga – okazjonalna – ze wspomnianego, Szlaku Architektury Drewnianej w Małopolsce.

To, że na plebanii nie było żadnego księdza, nie znaczyło, że nikt nas nie pilnował. Dwunastokrotne bicie kościelnych dzwonów i dźwięcznie przygrywający w południe, kościelny kurant były dla nas sygnałem, żeby wyjść w dalszą drogę. Święty Jakub przypomniał nam tymi dźwiękami, że to nie jest jeszcze miejsce końcowe, dzisiejszego pielgrzymowania.

Do poznanej nam już kilka dni temu miejscowości BIELANY dotarliśmy po około osiemdziesięciu minutach. O parafii św. Macieja Apostoła już Wam wspomnieliśmy, więc dzisiaj, kilka słów o samej miejscowości :

„Po raz pierwszy wzmiankowana w roku 1457, jako Byelany w dokumencie sprzedaży księstwa oświęcimskiego Koronie Polskiej przez Jana IV Oświęcimskiego. Tym samym miejscowość przeszła w ręce królów polskich. XVIII-wieczne źródła podają, że znajdował się tu zdemolowany i opustoszały zameczek oraz liczne stawy rybne, które Bielanie obsługiwali w ramach obowiązków pańszczyźnianych. Po rozbiorze Polski, pod koniec XIX wieku, dobra królewskie wyprzedano prywatny właścicielom. Bielany przypadły Karolowi Larischowi a po jego śmierci synowi, Karolowi Józefowi, aktywnemu działaczowi politycznemu.”
„Po rozbiorach Polski miejscowość znalazła się w zaborze austriackim i leżała w granicach Austrii, wchodząc w skład Królestwa Galicji i Lodomerii. Pod koniec XIX wieku miejscowość wymienia Słownik geograficzny Królestwa Polskiego jako leżącą w powiecie bialskim w Galicji. Wieś miała 1532 morg powierzchni i znajdowało się w niej 137 domostw z 875 mieszkańcami. W miejscowości była ulokowana filia szkoły ludowej. W 1828 roku, w miejsce drewnianego, zbudowano nowy kościół z kamienia i cegieł, który w 1833 roku poświęcił biskup tarnowski” [pl.wikipedia.org]

Co z tego, że człowiek sobie coś zaplanuje, gdy Patron ma zupełnie inne koncepcje i zamierzenia…
Przyszliśmy do Bielan prawie godzinę przed autobusem Komunikacji Beskidzkiej, którym mieliśmy w planie pojechać do Bielska-Białej, tak jak to sobie kilka dni temu zaplanowaliśmy. Nie zdążyliśmy na dobre zdjąć plecaków, gdy pod przystanek podjechał najpierw bus do miejscowości KĘTY (miejscowość nijak nam nie po drodze do Bielska) a kilka chwil później z tabliczką za przednią szybą z nazwą : <OŚWIĘCIM>.

Zawahaliśmy się dosłownie sekundę ale wsiedliśmy do busa i daliśmy się zawieść do miasta, w którym … rozpoczęliśmy tegoroczną majówkę. Nie zajechaliśmy bezpośrednio na Dworzec Kolejowy tylko na osiedle w niedalekiej odległości od Rynku. Czekał nas więc jeszcze około czterdziestominutowy spacer.
Gdy byliśmy na oświęcimskim Rynku, naszym oczom ukazała się najpierw niebieska wieża kościoła Wniebowzięcia NMP a wchodząc na Rynek, ogromna budowla kościelna, Sanktuarium pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.

W „niebieskim” kościele – jak oboje sobie przypomnieliśmy po wieży i kolorze świątyni – już kiedyś byliśmy, więc z ochotą poszliśmy do Sanktuarium. Pierwsza radość była w momencie otwarcia wejściowych drzwi. Uchyliły się i naszym oczom ukazało się kościelne wnętrze, które kraty miały dopiero jakby w połowie. To i tak nas ucieszyło, bo przecież można by było – jak już wiele razy wspominaliśmy – tylko „pocałować klamkę”

Przepiękne wnętrze. Wielkie.
Chłodna, betonowo-marmurowa część z samymi ławeczkami, to był pierwszy widok po wejściu do świątyni. Na pewno mieliśmy się tu udać, po naszej upalnej wędrówce, by troszkę odpocząć i się schłodzić – tak pomyśleliśmy. Stąd ta zmiana planów i zesłany przez naszego Patrona bus do Oświęcimia.

Jeśli znajdziecie czas i ochotę, odwiedźcie to Sanktuarium – najlepiej osobiście, ale wirtualnie też można poczytać i pozwiedzać na stronie [https://sanktuarium-oswiecim.pl/]

„Dzieje kultu Matki Bożej wzywanej imieniem Maryi Wspomożycielki są bardzo bogate. Tytuł „Auxilium Christianorum” – Wspomożenie Chrześcijan, który zadomowił się w polszczyźnie w pięknie brzmiących formach „Wspomożenie Wiernych”, czy skróconej – „Wspomożycielka” pojawił się już w XVI w. w Litanii Loretańskiej.” – czytamy.

Spacer po Oświęcimiu również zakończył się inaczej niż mogliśmy zakładać. Szliśmy z Rynku w kierunku stacji kolejowej, skąd mieliśmy w planie udać się do Katowic i później do naszego Bytomia. I prawie by się to udało, gdyby na naszej drodze „nie stanęła” remontowana część ulicy Dworcowej a zauważony, prawie na wysokości chodnika ogromny napis <PIEROGARNIA>. Nie byliśmy aż tacy głodni, żeby zjeść po talerzu pierogów, ale zachęciło nas to do wejścia i skosztowania gorącego rosołu w wersjach z makaronem i z pielmieni.

Tak właśnie wyglądało wybornie pyszne, uzupełnienie naszego dwudniowego (w sumie trzy dni po Małopolsce) pielgrzymowania – aż chciałoby się napisać – z Oświęcimia do Oświęcimia.

CAMINO ZASKAKUJE !
CAMINO SMAKUJE !
BUEN CAMINO !

4 komentarze

Dodaj komentarz