Jak pamiętacie, MAJ rozpoczął się bardzo świątecznie więc i CZERWIEC gorszy być nie chce. Pierwszego dnia czerwca, to jak wiadomo od wielu lat DZIEŃ DZIECKA.
„Międzynarodowy Dzień Dziecka – dzień ustanowiony w 1954 przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) dla upowszechniania ideałów i celów dotyczących praw dziecka zawartych w Karcie Narodów Zjednoczonych (1945) i obchodzony od 1955 w różne dni roku w różnych krajach członkowskich ONZ; w Polsce MDD obchodzony jest 1 czerwca.”„Przed II wojną światową z inicjatywy Polskiego Komitetu Opieki nad Dzieckiem od 1929 roku w dniu 22 września obchodzono Święto Dziecka. Tego dnia po mszach w kościołach dzieci udawały się do szkół na uroczyste akademie, a następnie na przygotowane wycieczki i zabawy, w czasie których rozdawano słodycze, zakupione ze środków pozyskanych ze zbiórek publicznych”[pl.wikipedia.org]
Od wczoraj czyli 2 czerwca, odliczamy okres 300 DNI do jubileuszu parafii i kościoła świętego Jakuba Apostoła w Sączowie. Wygląda na to, że zostało niespełna dziesięć miesięcy na realizację wszelkich planów i projektów, przygotowujących nas do tej uroczystości, być może w jakubowym Sanktuarium. Każdy nasz krok pielgrzymkowy dedykowany jest tej pięknej świątyni.
A wracając do teraźniejszości…
Kilka minut po godzinie siódmej rano, stanęliśmy na zupełnie pustym dworcu kolejowym w Taciszowie (pustym, bo tylko my wysiedliśmy z pociągu).
Co tu robimy?
Odpowiedź będzie pewnie zaskakująca dla wielu czytających.
Mamy niewielkie, majowe, zaległości caminowe.
A tak konkretnie mówiąc, odrabiamy nasz brak osobowy, powstały przez nasze niedyspozycje – dokładnie z soboty 13 maja, kiedy to nasi i znani już Wam, jakubowi przyjaciele – bytomskie Łaziki i sosnowieckie Łosie – wykonywali pątnicze, terminowe, zaplanowane w kalendarzu, przejście, by mógł się realizować nasz PROJEKT2023, czyli kolejny etap „łączenia” kościoła św. Jakuba w Sośnicowicach z sączowską świątynią, przygotowującą się do przyszłorocznego jubileuszu 800-lecia powstania.
Trzeci etap zaplanowany został na drugą połowę czerwca. Aby PROJEKT miał nadal swoją kolejność, to i my powinniśmy dojść do miejsca, do którego powędrowali nasi współpielgrzymi. Znaleźliśmy taką okazję właśnie dzisiaj.
Odcinek między Taciszowem a Pławniowicami, to wędrówka w chłodnym, porannym klimacie ale za to z przepięknie śpiewającymi ptakami (prym wiodły kukułki). Nasze uszy również wyłapywały piski młodych ptaków, dochodzących z wielu dziupli znajdujących się w cieńszych i grubszych drzewach, Każdy taki odgłos sprawiał radość i powodował, że nasze oczy próbowały wypatrzeć, skąd one dobiegają.
Pałac Pławniowice opisaliśmy już parę razy, więc tylko rzuciliśmy na niego okiem zza płotu i nadaliśmy kurs na fioletowy most, znajdujący się na Kanale Gliwicki. A stamtąd, wzdłuż autostrady – gdzie flota samochodowa skutecznie zagłuszała wszelkie ptasie melodie i potem lasem oraz miedzą między polami, prosto do kościoła pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela i Matki Boskiej w Poniszowicach.
Kościół nawiedziliśmy, dzięki temu, że były tam Panie sprzątające świątynię a później udaliśmy się do parku, znajdującego się naprzeciwko. Historycznie, bardzo starego parku.
„Założony został prawdopodobnie w 1830 roku jako Park Dworski w stylu angielskim. Właścicielem ziem był ówczas Franz Xawer von Garnier, właściciel majoratu Turawa w powiecie opolskim. Na terenie obecnego parku znajdował się Drewniany Zamek (siedziba szlachecka), który spłonął wraz z wioską w 1789 roku, w wielkim pożarze wsi. W miejsce zniszczonej przez ogień rezydencji w XIX wieku wybudowano murowany pałac, który … został spalony w końcowej fazie drugiej wojny światowej.”
Po chwili wypoczynku i zjedzeniu śniadania, poszliśmy w kierunku Słupska – a prawidłowo chyba powinno brzmieć : w kierunku miejscowości Słupsko – i co chwilę dziwiliśmy się widokami, których chyba nigdy nie mieliśmy okazji widzieć. No jak mogliśmy je kiedyś zobaczyć, skoro dzisiaj idziemy po raz pierwszy tą drogą „pod prąd”? Podejścia, które do tej pory znaliśmy stały się zejściami a droga, która zawsze szła w dół, nagle doznała samokorekty i zaczęła się przed nami wznosić. To właśnie uroki „odwrotnego” wędrowania. Sporadycznie też, odwracaliśmy się, upewniając samych siebie, że nadal idziemy właściwą nitką szlakową, poprzez szukanie na drzewach lub słupkach znajomych, żółtych muszelek i strzałek.
Ale jednego szukać nie musieliśmy.
Pola pełne już nie-żółtego rzepaku, niebieskich chabrów i przepięknych, czerwonych maków, które fotografowaliśmy dzisiaj wielokrotnie. Niekiedy, bardzo precyzyjnie umieszczając obiektyw telefonu w konkretne sfery owych zarośniętych pól i łąk.
TOSZEK był dzisiaj miejscem dwóch przyjemności. Najpierw przyjemność smakowa, czyli wizyta w toszeckim Zamku, gdzie w kawiarni można skosztować szarlotki na ciepło, z gałką lodów waniliowych, bitą śmietaną i malinową polewą. Do kompletu, oczywiście była gorąca kawa. Kilkanaście minut tam spędzonych sprawiły, że byliśmy słodko posileni i lekko rozluźnieni, żeby nie powiedzieć, troszkę wypoczęci. Więc z jeszcze większą ochotą podziękowaliśmy i poszliśmy dalej.
Dotąd wędrowaliśmy śląsko-morawską Drogą a dalej już czekała na nas Droga Królewska św.Jakuba VIA REGIA. Zanim jednak skierowaliśmy się na szlakową ścieżkę, udaliśmy się na tą drugą przyjemność, czyli do solenizantki Joli. Naszą przyjemnością było to, że daliśmy bukiecik kwiatów osobie, która przez ostatnich kilka miesięcy spędziła w szpitalnym i domowym łóżku, po operacji związanych z „naprawą” kręgosłupa. Nie liczyliśmy na spotkanie, tylko na przekazanie bukietu urodzinowego.
Dawanie jest przyjemnością i nic nigdy w nas tego nie zmieni, ale zobaczenie walecznej, rehabilitowanej osoby na własnych nogach, to była kumulacja tej sobotniej przyjemności.
Jolu, Przyjaciółko – wraz z naszymi czytelnikami życzymy Ci mocy walki, spokojnego powrotu do zdrowia i niespiesznej, bezpiecznej DROGI do celu, czyli do spotkania na szlaku.
Święty Jakub na Ciebie czeka !
My na Ciebie czekamy !
Jeśli Ktoś w Toszku widział parę fruwających pielgrzymów, to nie miał omamów – rzeczywiście byliśmy tak podbudowani tym spotkaniem z caminowymi, toszkowymi przyjaciółmi, że mogliśmy chwilowo wyglądać jak byśmy dostali skrzydeł. Ewentualnie, mógłby to być efekt uboczny jedzonej kilkanaście minut wcześniej bitej śmietany z polewą malinową, na szarlotce.
Celowo narobimy Wam foto-smaka, więc gdybyście przypadkiem znaleźli się w Toszku, znajdźcie koniecznie toszecki Zamek i dajcie się skusić na tą pyszność.
Wilkowiczki, Zacharzowice i Kopienica, to miejscowości, które jeszcze odwiedziliśmy w naszej dzisiejszej pielgrzymce. Może Was zaskoczymy, ale już dzisiaj zapowiadamy, że za niecałe dwa miesiące, ponownie wskażemy te miejscowości na naszej caminowej Drodze, bo znamy już z lekka zarys propozycji Górnośląskiego Klubu Przyjaciół Camino i wiemy z niego, że będziemy znowu w Toszku. Tak więc opowieści z tych miejscowości i z tej Drogi, na pewno Wam nie zabraknie.
Wracając do Bytomia, zajechaliśmy autobusem ZTM do Pyskowic, gdzie w czasie oczekiwania na kolejny autobus, nawiedziliśmy kościół św. Mikołaja.
„Kościół św. Mikołaja w Pyskowicach jest jednym z licznych zabytków na Śląsku. Pierwszą wzmiankę o kościele czytamy w dokumencie wrocławskiego ks. biskupa Tomasza. Dokument ten pochodzi z 1256 roku, a wynika z niego, że fundatorami kościoła byli Lutozat i Lonek Pisko. Skąd prawdopodobnie wywodzi się nazwa miasta. Do parafii należały wioski Karchowice, Łubie, Paczyna, Paczynka i Pniów. Pierwotnie kościół poświęcony był świętemu Pawłowi dopiero 1412 roku świętemu Mikołajowi. Około roku 1450 zastąpiono stary drewniany kościółek murowanym, którego mury stoją do dziś od strony głównego ołtarza po ambonę.” [www.swmikolaj-pyskowice.pl]
Nam bardzo podobały się witraże – dla Was „zabraliśmy” ten, ze świętym Ojcem Pio.
„ZROBIĆ KOMUŚ DZIEŃ”
[ang. you made my day]
Zdarzyła się Wam zapewne nieraz sytuacja, związana z wydarzeniem, jakąś okolicznością lub spotkaniem z osobą/osobami, które wprawiły Was w bardzo dobry nastrój na cały dzień.
Prawda?
Nas to dzisiaj również spotkało.
Trzyma nas do teraz, czyli do samego wieczora.
Do pociągu relacji Gliwice-Kłodzko, którym wybieraliśmy się rano do Taciszowa, wsiadła para z plecakami. Nic dziwnego w tym by nie było, gdybyśmy na jednym z nich nie wypatrzyli naszywki w kształcie żółtej strzałki. Spojrzenia wymienione między nami w kilka sekund utwierdziły nas, że na siedzeniach po drugiej stronie usiedli pielgrzymi. Nasze plecaki również były mniej lub bardziej widoczne dla Nich i nie zdziwiło nas wcale Ich szeptanie zapewne w tym samym temacie co my. Niestety, szeptali w obcym języku (wyczuliśmy, że po włosku).
Jak to zwykle bywa, Ktoś musi zawsze zacząć. I tak właśnie się stało, że to my zostaliśmy zapytani o nasze przypinki na plecakach. Od słowa do słowa, dowiadywaliśmy się o sobie coraz więcej, ale niestety, my jechaliśmy tym pociągiem tylko kilkanaście minut, w przeciwieństwie do nowo poznanej, przez nas pary.
Para polsko-włoska (Ona Polka, On Włoch) z Dąbrowy Górniczej, często pielgrzymuje (różnymi szlakami po Europie) i często spędza czas na rowerach. Dzisiaj, wybierali się na weekend do Biskupowa (piękne miejsce na Nyskiej Drodze świętego Jakuba).
Tym porannym spotkaniem żyliśmy całą naszą pielgrzymkę i zastanawialiśmy się, czy nasz Patron sprawi, że jeszcze kiedyś się spotkamy, bo poza wręczeniem Im naszych blogowych przypinek, nie wymieniliśmy się żadnym innym kontaktem.
Życie pokaże, czy to było jednorazowe, krótkie spotkanie, czy jednak może jakiś zalążek dalszej, przyszłej, pielgrzymkowej znajomości.
Na pewno Was o tym poinformujemy.
BUEN CAMINO !
❤️❤️😃🌞
BUENO CAMINO ❤️🙂🌻
BUEN CAMINO 💙💛
Dziękujemy za super relację. Jak życie pokazuje – niezbadane są wyroki Boskie
Jolu, będziemy czekali na Ciebie ❤️❤️
Bardzo Wam dziękuję za przemiłe słowa, odwiedziny, modlitwę i za wszystko dobro z Waszej strony, Buen Camino, do zobaczenia na drogach caminowych. Niech św Jakub Was prowadzi 🥰