2023.12.09__KOTULIN-GÓRA ŚW.ANNY__25km

Wędrujemy we czworo już kolejny rok (z bytomskimi Przyjaciółmi) ale nieustannie się poznajemy – bo gdzie można się lepiej poznać jak nie w czasie wspólnych wędrówek.
Nie będziemy Wam Ich opisywać ale dwa określenia mają w ten weekend duże znaczenie : STANOWCZOŚĆ i KONSEKWENCJA.
Z naszej strony jest wielka radość, bo tak jak obiecaliśmy Im od początku, Oni coś zaplanują i zaproponują a my, jeśli tylko mamy puste miejsce w kalendarzu, stajemy się aktywnymi współorganizatorami i zarazem, uczestnikami Ich przedsięwzięć.

Pewnie pamiętacie, jak dwa miesiące temu – wraz z Górnośląskim Klubem Przyjaciół Camino – przeszliśmy pielgrzymkę z Zacharzowic do Toszka i dalej, do podtoszeckiej wsi Kotulin ?
To też był fragment pewnej układanki, na którym bardzo naszej czwórce zależało.

Jeśli Ktoś się zastanawia – o jakiej układance wspomnieliśmy zdanie wcześniej, to mamy prośbę : zostańcie z nami do jutra. Bo dopiero w niedzielę ta „królewska” układanka będzie kompletna. 

KOTULIN przywitał nas kilkustopniowym mrozem z którego nawet byliśmy zadowoleni. Wiatr wiał bardziej niż byśmy przypuszczali, więc odczuwalna temperatura była o wiele niższa, niż właściwa temperatura otoczenia. Ale ubraliśmy się „na cebulkę” więc teoretycznie, byliśmy i na to przygotowani.
A jak wyszło w rzeczywistości?

Ze stacji kolejowej do centrum wsi to kilkunastominutowa rozgrzewka, wskazana przed tak długą wyprawą, która nas dzisiaj czekała.
Byliśmy po niej dobrze zagrzani, zwarci i gotowi, więc obraliśmy właściwy kierunek, znaczony muszelkami i żółtymi strzałkami, udając się ku miejscowościom : Balcarzowice, Sieroniowice i Zimna Wódka.

Każdą z nich gdzieś już pewnie opisaliśmy, więc pokażemy Wam dwa zdjęcia z tego odcinka, byście sami mogli ocenić piękno naszego pielgrzymowania :

We wsi Zimna Wódka, przez dłuższą chwilę znajdowaliśmy się na dwóch Drogach jakubowych – na głównym skrzyżowaniu, znajduje swój początek Raciborska Droga, którą mieliśmy przyjemność dwa lata temu przewędrować i nasza Królewska nitka. Zapraszamy i zachęcamy każdego, do przejścia obu Dróg św. Jakuba.

W drewnianym, barokowym kościele św. Marii Magdaleny trwało nabożeństwo pogrzebowe, więc tylko na chwilę nasi współpielgrzymi zajrzeli do jej wnętrza, bo byli w tym miejscu po raz pierwszy. Ciekawostką tej świątyni niech będzie fakt, że „w okresie 1524-1701 kościółek znajdujący się w centralnym miejscu wsi, należał do protestantów”.

Nasze organizmy czuły już z lekka trudy dzisiejszego wędrowania, mroźny wiatr nie zamierzał przestać wiać a co za tym idzie, nie zaprzestał nawiewać śnieg na pobliskie pola. O tym przekonaliśmy się dobitnie w dalszej części naszej Drogi.

Jeszcze w tym miejscu byliśmy w czasie, który wstępnie zaplanowaliśmy, więc po dwóch łykach, ciepłej jeszcze herbaty z termosu, z równie wielką dalszą radością, ruszyliśmy w kierunku dwóch kolejnych wsi – Czarnocina i Poręby. Im większe połacie pól, tym większe zaspy śniegowe. Szukaliśmy wśród śnieżnej bieli każdej wystającej, ciemnej bruzdki, każdego kawałeczka trawki lub resztek kukurydzy. Nasze aplikacje w telefonie momentami wskazywały prędkość 1,5 kilometra na godzinę.

Określenie „szliśmy” powinniśmy zamienić zdecydowanie na słowo „szuraliśmy” noga za nogą, coraz wpadając w mniejsze lub większe dziury.

Dochodząc do wsi Poręba, również wędrowaliśmy dwiema ścieżkami jakubowymi i dla odmiany, były to – oprócz naszej nitki – końcowe kilometry Częstochowskiej, jakubowej Drogi. Nigdy nie wiesz na jakiej Drodze jesteś ale najważniejsze, że jesteś na Drodze. A co gorsza, im bliżej Poręby, tym szło się już tylko polem, bo na drodze dojazdowej do wsi były zaspy sięgające minimum jednego metra. Zmęczyła nas ta Droga a czas nieubłaganie biegł i nie zamierzał się w ogóle zatrzymać. Nasz plan czasowy uległ zdecydowanie załamaniu, bo na „szuraniu” po śniegu, zgubiliśmy lekko licząc całą godzinę.

W końcu, stanęliśmy u podnóża podejścia, prowadzącego do Sanktuarium świętej Anny w miejscowości GÓRA ŚWIĘTEJ ANNY.

Historia podaje takie oto wieści :

„Dnia 19 sierpnia 1789 r. odwiedził Górę św. Anny król pruski Fryderyk Wilhelm II. Kronikarz klasztorny tak opisał tę wizytę.: »Król przybył konno rano o godz. pół do szóstej przez bramę cmentarną od strony Poręby, brama była obrazami, kwiatami i napisami pięknie ustrojona. Przy bramie czekali na niego hrabiowie i okoliczna szlachta, z naszych ojców: O. Gwardian i O. Wikary, także inni Ojcowie i duchowieństwo świeckie. Przy powitaniu nie mówiono słówka, tylko wszyscy głęboko się mu pokłonili. Najprzód z magnatami i naszymi ojcami poszedł do ogrodu, gdzie z wierzchu Góry przez lunety oglądali okolicę, potem wypił trochę czekolady, potem, przez schody zstąpił rozmawiał z O. Gwardyanem pytając się go w łacińskim języku jak długo klasztor już stoi, kto jest jego fundatorem. Po otrzymaniu odpowiedzi od O. Gwardyana i O. Wikarego w języku łacińskim i niemieckim król się uśmiechnął i poszedł do kościoła, gdzie stanąwszy przed głównym ołtarzem, oglądał wszystkie ołtarze i szczególnie obraz św. Anny. Następnie popatrzył jeszcze na okolicę od strony północnej i ruszył konno dalej. Pobyt jego w klasztorze trwał około pół godziny«.” [swanna.pl]

Nie znaliśmy wcześniej tej opowieści, ale wiedzieliśmy z doświadczenia, że wejście do Babci Anny nie należy do łatwych a dodając do tego zaspy śnieżne i wiejący, mroźny wiatr, stawało się to jeszcze bardziej ekstremalne. Ale nasza czwórka była zdeterminowana na wejście, bo przecież na górze, oprócz przepięknego Sanktuarium, czekało na nas miejsce noclegowe [zarezerwowane na początku września !].

Spokojnie, każdy swoim tempem wdrapywał się na górę mijając ciąg pięknych, maryjnych kaplic. Gdy doszliśmy do jednej z ostatnich ukazało się nam uradowane, zachodzące słońce, chcąc nam powiedzieć BRAWO ! – udało Wam się.

Dom Pielgrzyma, znajdujący się troszeczkę poniżej franciszkańskiego klasztoru, stał się dzisiaj naszym schronieniem i miejscem odpoczynku. Tego nam było trzeba – ciepła i suchego miejsca. Nie udało nam się takiego znaleźć po drodze…

Po zjedzeniu ciepłego posiłku, wypiciu pachnącej (wyjątkowo) gorącej kawy, resztkami sił które nam pozostały, poszliśmy jeszcze na krótką wyprawę, bo na sam szczyt trzeba było dzisiaj wejść.

Mszą świętą, podziękowaliśmy świętemu Jakubowi i świętej Annie za opiekę na dzisiejszym etapie Królewskiej Drogi VIA REGIA – za to, że doszliśmy cali i szczęśliwi do celu, jakim było dzisiaj wzgórze St.Annaberg.

BUEN CAMINO !

4 komentarze

Dodaj komentarz