
Gdy po przebudzeniu, spojrzeliśmy rano przez okno, zobaczyliśmy …jeszcze grubszą warstwę śniegu niż tą, po której wędrowaliśmy dzień wcześniej. Do tego prognozy pogody ostrzegały nas, że wcale lekko nie będzie.

Gorąca, poranna kawa, śniadanie, pakowanie plecaków – to były czynności, które odganiały od nas częściowo myśl, że trzeba wyjść na to zimno i na tą – piękną mimo wszystko, acz mroźną wędrówkę. I wcale długo Pani Zima nie kazała na siebie czekać z okazaniem nam swoich niespodzianek. Kilka minut od wzgórza Annaberg, szlak skręca w kierunku lasu, gdzie co prawda stoją jeszcze dwa zabudowania ale jednak o tej porze dnia, nikt tędy nie szedł i nikt nie wydeptał ani jednej ścieżynki, po której moglibyśmy przejść. Śniegu z pól nawiało taką ilość, że porzuciliśmy wszelkie nadzieje na dojście do lasu i już na samy początku Drogi musieliśmy zawrócić. Sprawdziliśmy na telefonach co da się zrobić i podjęliśmy decyzję, że należy te wszystkie śnieżno-leśne przeszkody, obejść. Dłuższą co prawda, drogą, ale – jak nam się wtedy jeszcze zdawało, zdecydowanie bezpieczniejszą i bardziej przyjazną dla pieszych wędrowców.
Tak więc przeszliśmy przez miejscowość Wysoka, gdzie ujrzeliśmy miejsce do odpoczynku, zdecydowanie nie nadające się do skorzystania zimą. Ale był pielgrzym, który się zimową aurą w ogóle nie przejął i na chwilę przysiadł …

Około siedmiokilometrowy odcinek Wysoka – Ligota Górna – Ligota Dolna, zapisze się zdecydowanie w naszym pielgrzymim słowniku pod hasłem „najtrudniejszy odcinek” w całym, naszym siedmioletnim caminowaniu. Sam fakt, że na naszej drodze pojawiły się samochody, które zawracały, sprawił, że się zaniepokoiliśmy iż nasze obejście może nie być wcale dobrym pomysłem. Kilka minut Drogi bardzo ośnieżoną i wyślizganą ulicą sprawiał nam wiele problemów ale okazało się, że i maszyny do odśnieżania, nie poradziły sobie z tą śnieżną zawieruchą i z ilością śniegu, nawiewanego z wyższych partii pól i lasów.

To zwiastowało duże kłopoty. Śnieżyca się rozpędzała, nasza droga stawała się coraz trudniejsza do przejścia a i nasze nogi odmawiały posłuszeństwa wędrowania, sprawiając, że Ktoś się potknął lub z porywem silniejszego wiatru wpadł po prostu w śnieżną zaspę leżącą na poboczu pięknej, WIŚNIOWEJ ALEI, którą przemierzaliśmy.
Z tej strony również samochody zawracały, mimo, iż staraliśmy się machać rękami i zniechęcać kierowców do dalszej jazdy w kierunku, który był za nami. Nie sprawdzaliśmy do tej pory jakim tempem szliśmy, ale na pewno było ono zdecydowanie szybsze, niż wczorajsze, kiedy to dostojnie, noga na nogą zanurzaliśmy się w śnieżnych nasypach i polnych zaspach.
Dziś mieliśmy chwilowo wrażenie, że nie jesteśmy na Opolszczyźnie tylko na biegunie północnym, bo takich warunków atmosferycznych można się raczej spodziewać w tym drugim miejscu. Do pełnego, polarnego krajobrazu zabrakło nam tylko sań i biegających reniferów, choć wcale nie możemy być pewni, czy sarny biegające w radością po pobliskich polach nie były właśnie tymi, polarnymi reniferami.
Ligota Dolna to miejsce, które dobrze znamy – znajduje się tam Muzeum Sztuki Sakralnej i właśnie do tych zabudowań dotarliśmy w pośpiechu licząc, że za chwilę się ogrzejemy przy kominku, usiądziemy w suchym pomieszczeniu i napijemy się czegoś gorącego. Lecz ten marzycielski nastrój prysnął, gdy tylko nacisnęliśmy muzealną klamkę od drzwi. Zamknięte !
Czar marzeń prysnął jak bańka mydlana !
Ech, szkoda…
Kilkadziesiąt metrów wcześniej widzieliśmy betonową wiatę autobusową, więc szybko zajęliśmy ją i stworzyliśmy sobie na kilka minut azyl bezwietrzny. Można było w miarę spokojnie zjeść posiłek, pamiętając jednak, że za długo nie możemy trwać w bezruchu. A gorąca herbata którą mieliśmy w termosach sprawiła, że rozgrzaliśmy się wewnętrznie i zaczęliśmy wysnuwać pomysły dotyczące dalszego pielgrzymowania.
Przyszła nam w tym miejscu myśl, żeby przejść tylko do Kamienia Śląskiego i tam zakończyć tą nierówną walkę natury z pielgrzymami. Były plany B i C w naszych głowach (zawsze staramy się mieć takie) ale o jej wykonaniu decydował – oprócz nas – czas.
We wsi Siedlec – po następnej godzinie wędrowania po asfaltowej drodze – ponownie znaleźliśmy i zaanektowaliśmy wiatę przystankową, by napić się kolejnej dawki gorącego napoju.
Niestety w termosach widać było już dna a Droga przed nami jeszcze była daleka.
Nie mamy pewności a co najwyżej pielgrzymie przypuszczenia, że pod betonową wiatą w Ligocie Dolnej musiał być podsłuch. Święty Jakub wraz ze świętym Jackiem usłyszeli nasz plan skrócenia wędrówki i chyba zdecydowali się nas bardziej wystawić na próbę, bo do zimnej i mroźnej aury „dorzucili” opad marznącego deszczu. Chyba nie takiej sytuacji się spodziewaliśmy ale dalej przemierzaliśmy kolejne kilometry.
W Kamieniu Śląskim znajduje się Pałac Odrowążów.
„Wzmiankowany już w 1104 r. Kamień Śląski był od XII w. siedzibą rodową Odrowążów. Od XVI w. właścicielami kamienieckiego zamku obronnego były kolejno rodziny Strzałów i Rokowskych. Niemal do końca XVIII w. majątek w Kamieniu Śląskim należał do rodu von Larischów. Na przełomie XVII i XVIII w. wznieśli oni pałac, przebudowany następnie przez Ludwika Jacka Larischa w 1779 r. W 2. poł. XIX w. kamienieckie dobra odziedziczyła rodzina von Strachwitzów, która inicjując w latach 1858 i 1889-1891 przebudowę wnętrz, w niewielkim stopniu zmieniła wygląd elewacji. W tym czasie powstały również budynki gospodarcze i mieszkalne założenia pałacowego i folwarcznego, które po 1945 r. zostało upaństwowione. W 1971 r. pożar zmienił obiekt w ruinę i dopiero w 1990 r., kiedy zespół pałacowy przekazano diecezji opolskiej, odzyskał on dawną świetność. Kamień Śląski jest również ważnym miejscem pielgrzymkowym, związanym z kultem św. Jacka, który pochodził z tej miejscowości.” [zabytek.pl]

W jednym z pałacowych skrzydeł znajduje się przepiękna kaplica – Sanktuarium św. Jacka.
Szczególnym miejscem w kompleksie pałacowym jest kaplica w Sanktuarium św. Jacka. Powstała ona w XVIII w. staraniem hrabiny Magdaleny Engelburg-Kotulińskiej–Kryszkowitz (1659-1751), wdowy po Baltazarze Ludwiku von Larisch. Po uzyskaniu stosownej zgody biskupa wrocławskiego Franciszka Ludwika von Neuburg, urządziła kaplicę w miejscu urodzenia św. Jacka. Do duszpasterskiej posługi w kaplicy i do troski o szerzenie kultu św. Jacka zaprosiła opolskich dominikanów. Jej syn Karol Ludwik gruntownie zmienił wewnętrzną architekturę kaplicy. Ufundował ołtarz bogato inkrustowany srebrem. Zbudował dekoracyjną posadzkę ze szlifowanych kamieni, dekoracyjne sklepienie i majestatyczną wieżę. W ołtarzu umieścił obraz św. Jacka ze złotą aureolą w dominikańskim habicie. Święty Jacek trzymał posrebrzoną statuę Matki Bożej, pozłacaną monstrancję ze srebra ozdobioną trzydziestoma sześcioma małymi diamentami…[http://kamien.biz/200/sanktuarium-sw-jacka-kaplica.html]
Pozwólcie, że prześlemy Wam bardzo gorące zaproszenie, byście wybrali się kiedyś na Opolszczyznę i znaleźli czas na nawiedzenie tego miejsca. My byliśmy tu już któryś raz i za każdym razem odkrywamy w niej coś nowego tak jak byśmy zawsze byli tu po raz pierwszy.
Zanim jednak weszliśmy do wnętrza kaplicy, na krętych i stromych schodach zatrzymaliśmy się, bo zbliżał się do nas przyjaciel caminowy z Gogolina.
Mirek, już wczoraj wiedział, że jesteśmy w pobliżu i od rana dopytywał o nasz szczegółowy plan przejścia, chcąc chociaż na parę minut móc się z nami spotkać. Od wczoraj powinniśmy mówić na niego Mikołaj, bo po kilku minutach wspólnych rozmów wręczył nam worek wypełniony słodyczami i owocami. Sprawił nam wielką przyjemność i chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się przyczynił do naszych dalszych kroków, które właśnie wspólnie podjęliśmy.
DZIĘKUJEMY !
Najpierw jednak przeszliśmy przez kamieński Rynek i obok kościoła św. Jacka podziwialiśmy mural, którego treścią są kościoły rozmieszczone na Królewskiej Drodze VIA REGIA z początkiem w Kijowie (zaskoczenie) a celem w Santiago de Compostela. Spróbujemy poszukać w sieci lub u Przyjaciół opolskich linku z uroczystości odsłonięcia tego cuda malarskiego by się nim z Wami podzielić. A póki co, zachęcamy Was jednak do odwiedzenia i tego miejsca i poszukania – w jakiej okolicy Drogi VIA REGIA można znaleźć namalowanego papieża, świętego Jana Pawła II.

Mandarynki od „mikołaja” Mirka stały się słodko-kwaśnym czynnikiem, który wprowadził nas w dobry nastrój. Nawet możemy powiedzieć, że w bardzo dobry. A w worku były również orzechy włoskie, które czekały na swoją kolejkę.
Plany B i C już dawno się wykruszyły, więc pozostało nam wdrożyć plan ostateczny, czyli kontynuację wędrowania i ponownie drogą okrężną, gdyż lasy i będąca obok niej kopalnia odkrywkowa wapnia, po opadach śniegu i deszczu stanowią często drogę nie do przejścia dla piechurów. Z polecenia miejscowego pielgrzyma. poszliśmy drogą asfaltową i w ten nieco dłuższy acz bezpieczniejszy sposób doszliśmy do miejscowości Kosorowice.
Czasu mieliśmy tym razem nadmiar, bo zdecydowanie innym tempem wędruje się po asfalcie zwłaszcza w towarzystwie… słońca. Może trudno uwierzyć w to co napisaliśmy ale tak było – dostaliśmy piękne słońce na koniec naszego pielgrzymowania. Tak jak wczoraj tak i dziś, przyjęliśmy to jako wyróżnienie i nagrodę za kontynuację wędrowania mimo zmęczenia wcześniejszymi odcinkami. Zdejmowaliśmy z siebie szaliki i kaptury, co wydawało nam się jeszcze parę godzin niemożliwe.
CAMINO jest zawsze pełne niespodzianek.
***
Czas na podsumowanie oraz wyjaśnienie, co kryje się pod sobotnim hasłem „królewskiej” układanki.
Górnośląski Klub Przyjaciół Camino (z siedzibą w Zabrzu) opiekuje się fragmentem Drogi Królewskiej VIA REGIA, od Piekar Śląskich, przez Górę św. Anny – i wraz z pielgrzymami opolskimi – do jakubowej, pod-opolskiej wsi Skorogoszcz, gdzie znajduje się kościół naszego Patrona, świętego Jakuba Apostoła.
Ten, ponad 130-kilometrowy fragment najdłuższej polskiej Drogi Świętego Jakuba można przejść w sposób, jaki tylko pasuje pielgrzymowi. Pięć czy dziesięć etapów, to indywidualna sprawa a do otrzymania certyfikatu należy po prostu przejść cały ten, górnośląski odcinek w jednym roku kalendarzowym.
I to właśnie się dzisiaj wydarzyło.
To co rozpoczęliśmy w lutym, z uśmiechem kończymy w grudniu i wraz z bytomskimi Łazikami radujemy się tym faktem. Konsekwencja w pielgrzymowaniu jest bardzo ważna – kawałek po kawałku trzeba składać małe puzzle, by powstał piękny, duży obraz.
CAMINO to najpiękniejszy obraz, który tworzą pojedynczy pielgrzymi, wędrujący z plecakiem do Santiago de Compostela. A przecież niektórzy, tak jak na przykład my, przemierzają polskie Drogi jakubowe a faktycznie i tak kierują swe kroki i myśli, ku Santiago.
Certyfikat, który wydaje Górnośląski Klub Przyjaciół Camino, wygląda tak …

a kto chciałby go otrzymać, być może już wie, skąd i dokąd trzeba powędrować…ze świętym Jakubem. Inaczej się nie da.
Uściskaliśmy się z radością (prawie odtańczyliśmy jakiś taniec) i pogratulowaliśmy sobie zakończenia kolejnego, wspaniałego jakubowego dzieła, jakim było wędrowanie po górnośląskich, pięknych ścieżkach znakowanych żółtymi muszelkami i strzałkami.
Mamy pewność a na pewno przekonanie, że gdy tylko nas najdzie – w przyszłym roku również „wyciągniemy” Was na górnośląskie i pobliskie jakubowe szlaki.
Po dłuższej chwili odpoczynku przy zamkniętej pizzerii, został nam tylko fragment drogi do przejścia, na dworzec kolejowy w Tarnowie Opolskim. Gdy już byliśmy pewni, że żadna „niespodzianka” się nam nie przytrafi, to okazało się, że zawsze należy spodziewać się… niespodziewanego. Pociąg Polregio, który podjechał na peron, zatrzymał się przed nami nosami, drzwiami, które były zepsute. Trzy sekundy minęły zanim nasze zmęczone mózgi przetrawiły tę informację i skierowały nasze cztery ciała o kolka metrów w bok, do innych drzwi wejściowych do pociągu.
Wystarczy emocji i opowieści jak na jeden, dzień.
Piękna, zimowa róża dla naszych odważnych i dzielnych, pielgrzymujących Pań !

Ten weekend nauczył nas jeszcze jednego :
„NA CAMINO NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH !”
BUEN CAMINO !

BUEN CAMINO 💙💛
Bueno Camino 🙂❤️
❤️❤️❤️
Tak, to były niezapomniane odcinki Camino. Dziękujemy Wam za wszystko: pomoc, motywację, towarzystwo. I za najcenniejszą dla nas – Waszą Przyjaźń 🙂 🙂 🙂