2024.03.02__ŚWIĘTA KATARZYNA-TRZCIANKA__19km

Miejscowość Święta Katarzyna, kojarzyła nam się do dzisiaj z dolnośląską wsią, położoną nieopodal Wrocławia w której nasze stopy wędrowały Drogą VIA REGIA, w 2018 roku.
Od dzisiaj, znamy już dwa takie miejsca. Druga wieś, leży u stóp Łysicy, w województwie świętokrzyskim i tu właśnie dzisiaj zawitaliśmy.

„Podania mówią, że istniała tu kiedyś pogańska świątynia. Według tradycji w średniowieczu osiedlali się tu pustelnicy. W 1399 roku miał tu osiąść rycerz Wacławek, który ufundował kościółek św. Katarzyny” [pl.wikipedia.org]
„Zespół klasztorny bernardynek, założony w drugiej połowie XV w., początkowo jako klasztor bernardynów. Wielokrotnie przebudowywany i obecnie w zasadzie bezstylowy. Wyjątkiem jest otoczony krużgankami renesansowy wirydarz z 1633 r. W skład zespołu klasztornego wchodzi kościół pw. św. Katarzyny. W XIX w. wyposażenie świątyni uległo zniszczeniu na skutek pożaru. Z dawnego wyposażenia zachował się wyłącznie obraz Madonny z XVI w. Figurka św. Katarzyny jest prawdopodobnie kopią figury zaginionej w pożarze. Pierwotna figura według tradycji została tu sprowadzona z północnej Afryki.” [pl.wikipedia.org]

Na ziemi świętokrzyskiej mieliśmy już możliwość nawiedzenia dwóch kościołów św. Jakuba (Sandomierz i Mieronice) ale jeżeli Ktoś zapyta nas o caminowanie, to możemy zdecydowanie potwierdzić, że to są nasze pierwsze „muszelkowe” kroki.
Wyruszamy na ciekawą Drogę – przyjdzie moment, że powiemy Wam, dlaczego ten dzisiejszy odcinek będzie „bardzo ciekawy”. A wierzcie i prawie jesteśmy pewni, że będzie to dla Was zaskoczeniem.
Czy dużym?
Sami sobie odpowiecie gdy dojdziecie z nami do tego punktu – a może po zakończeniu przejścia, będziecie chcieli się z nami podzielić jakimś komentarzem?

W DROGĘ zatem.
Zanim człowiek zdążył nabrał tempa wędrówkowego, zobaczył przed sobą strome wzniesienie, zabudowane po obu stronach pięknymi, wysokimi drzewami. Wiedzieliśmy, że będzie pod górkę, ale nie tego się spodziewaliśmy. Od razu wrzuciliśmy „inny bieg” w nogach, i stąpając krok po kroku, odnajdywaliśmy odpowiednią ścieżkę, po kamyczkach, kamieniach a nawet i niewielkich głazach. Po korzeniach wielkich drzew i po sztucznie zamontowanych drewnianych schodach (z poręczami). Gdy zobaczyliśmy kobietę biegnącą na dół a za kilkanaście minut, Jej bieg powrotny, byliśmy pełni szacunku i podziwu dla tej osoby. Nam sama wspinaczka dawała się we znaki i ku naszemu zdziwieniu, stawaliśmy czasami i ciężko oddychaliśmy.

Kilka osób wędrowało już w górę – sami, rodzinami z dziećmi lub innymi grupkami, więc patrzyliśmy jak wszyscy robili to z uśmiechem. Nie pozostało nam nic innego jak również szeroko się uśmiechać i wierzyć, że tak jak Wszyscy, my ten dzisiejszy szczyt świętokrzyski zdobędziemy.

ŁYSICA [614 m.n.p.m.] – bo o nim mowa – jeden z dwóch najwyższych wierzchołków Gór Świętokrzyskich (drugi to Skała Agaty – minimalnie wyższy). Jest to ważny dla górskich wędrowców szczyt, bo należy do wspominanej już wielokrotnie w naszych wpisach, Korony Gór Polskich ale jak doczytaliśmy, jest to najniższy szczyt w tej „koronnej” hierarchii.

„Łysica zbudowana jest z kwarcytów i łupków kambryjskich. Od strony północnej i południowej szczyt otaczają gołoborza. Łysica jest całkowicie porośnięta lasem. W partiach szczytowych rośnie jodła, a poniżej las jodłowo-bukowy. Na stoku południowym, na wysokości ok. 590 m, położone jest niewielkie torfowisko. Na stoku północnym znajdują się liczne źródła strumieni. W partiach szczytowych gnieżdżą się orliki krzykliwe, krogulce i kobuzy.” [pl.wikipedia.org]
Elementem charakterystycznym dla tego szczytu jest wielki krzyż, przypominjący o „historii ziemi świętokrzyskiej i o relikwiach Drzewa Krzyża Świętego, przechowywanym w najstarszym polskim sanktuarium na Świętym Krzyżu.”

Po szczytowej euforii i sesji zdjęciowej (mamy wspólne zdjęcie dzięki młodym wędrowcom górskim, którym odwdzięczyliśmy się tym samym) trzeba było zmierzyć się z pokonaniem zejścia, które prowadziło do przełęczy św. Mikołaja. Niebezpieczne po wcześniejszych opadach deszczu wzniesienie, pokonywało się ze szczególną ostrożnością i zdecydowanie w zwolnionym – niż do tego przywykliśmy – tempie. Mnóstwo kamieni, błota i liści z drzew stanowiły niespodzianki, które pod naciskiem stopy dopiero się ujawniały. Mniejsze lub większe obejścia za drzewami zostały już wcześniej wydeptywane przez górskich wędrowców, dlatego dobrze było i z nich korzystać. Uroku temu miejscu odmówić nie można. A natura co raz zachwycała nas ogromną ilością zielonych drzew aczkolwiek bardzo dużo drzew było wyciętych lub połamanych, na których odznaczały się charakterystyczne, mniejsze lub większe, szare lub barwne huby.
Hubiaki pospolite czy pniarki obrzeżone – nie będziemy wam opisywać tych drzewnych grzybów – było ich po prostu tak dużo, że można by z nich zrobić niejedną – różnorodną i różnokolorową – sesją zdjęciową.
Dla Was wybraliśmy to :

Po zejściu do Przełęczy św. Mikołaja rozkoszowaliśmy się pysznymi rogalikami upieczonymi przez Grażynkę, co z pewnością sprawiło, że nasze oczy bardziej się uśmiechały niż zwykle a i młodzi współwędrowcy którzy niezmiennie tam towarzyszyli, załapali się na te słodkie rozkosze.
Warto było te rogaliki ze sobą zabrać.

Kolejny etap zejścia – niezmiennie trudny i wymagający sprawił, że stanęliśmy na twardym podłożu w miejscowości Kakonin (wyszliśmy z terenu Parku Narodowego) by przez Bieliny ponownie wejść i z parkiem się przywitać. Będzie jeszcze w dalszej drodze pewien fragment, wyjścia i ponownego wejścia. To też jest z pewnością ciekawostka, że nie tylko Parkiem Narodowym wędruje się w kierunku Świętego Krzyża, do którego dzisiaj docelowo i z wielkimi nadziejami, zmierzamy.

Ale zanim tam dotrzemy – ciekawostka, ta o której wspomnieliśmy przed wyjściem. Od Bielin wypatrywaliśmy idących z naprzeciwka pielgrzymów jakubowych i o ile często nam się marzy Kogoś z muszelką spotkać na szlaku, to dzisiaj byliśmy pewni tego szlakowego spotkania.

Jak zauważyliście, nie napisaliśmy w jakim sposób dotarliśmy rano do Świętej Katarzyny – a jak wiecie, teleportacji jeszcze nie opanowaliśmy.
Prawdą jest, że na placu przed klasztorem Sióstr Klauzurowych  zostawiliśmy samochód, ale najpierw, dojechaliśmy do miejscowości Trzcianka, gdzie wysiadło dwoje pielgrzymów. Od tej miejscowości właśnie, swoje pielgrzymowanie Świętokrzyską Drogą św. Jakuba rozpoczęli bytomscy Przyjaciele, nasze zaprzyjaźnione górskie Łaziki, czyli Barbara i Jarek. To Ich inicjatywa sprawiła, że znaleźliśmy się dzisiaj w tych stronach, w tym Parku Narodowym i na jakubowym szlaku.

WAHADŁOWE PIELGRZYMOWANIE – to określenie, które wpisujemy do naszego caminowego słowniczka i które mamy taką nadzieję, będzie z czasem kontynuowane – zarówno przez nas jak i może przez innych naśladowców, gdy przeczytają i dowiedzą się, jakie to ma zalety.
Jest to alternatywny sposób wędrowania dla 4-5 osób, które posiadają jeden środek transportu. Dwie grupy wychodzą z dwóch krańców wytyczonego odcinka szlaku i kończą w miejscach, gdzie ich towarzysze rozpoczynali swoje przejście. Co oczywiste – jeśli idą jedną, wyznaczoną i wytyczoną nitką szlakową, musi nadejść moment spotkania. I oczywiście musi być spełniony, najważniejszy warunek – w każdej grupie musi być osoba, mogąca prowadzić samochód.

Kilkanaście minut po południu, w błotnistym wąwozie, który można było ominąć idąc górną krawędzią pełną liści – nadeszli spodziewani wędrowcy „od Wschodu”. Nie byli to co prawda trzej Królowie, ale najprawdziwszych dwoje pielgrzymów, uśmiechniętych i radosnych, bo przecież podejście na Łysicę (zdecydowanie bardziej wydłużone niż nasze z drugiej strony) dopiero było przed Nimi.

Emocje które panowały przez naszą cała Drogę i po spotkaniu, są nie do opisania i dlatego zostawimy je dla siebie. Idąc skrajem Świętokrzyskiego Parku Narodowego (pięknie pomyślana trasa, żeby nie pchać się do środka Parku) człowiek ma dużo czasu na różne przemyślenia, modlitwę czy inne kłębiące się po głowie myśli.
Spokój i cisza dookoła, jakie nam towarzyszyły do podejścia na Święty Krzyż, były wręcz dziwne. Dobrze, że co jakiś czas przemykały to w jedną to w druga stronę, jacyś wędrowcy, podążający do swojego, wyznaczone celu.

Trzecia brama Świętokrzyskiego Parku Narodowego zwiastowała nam dwie rzeczy – końcowe kilometry naszej dzisiejsze wędrówki i nadzieję, że gdzieś za chwilę, na wzniesieniu dojrzymy najpierw stację telewizyjno-radiową (157 metrów) a zaraz za nią, Opactwo Misjonarzy Oblatów na Świętym Krzyżu.

Najpierw, czego chyba się zupełnie nie spodziewaliśmy, trzeba było pokonać wzniesienie, które składało się ze stromego, asfaltowego podejścia i kilku zakrętów. Ciężko było ale wiemy nie od dzisiaj, że DROGA nie ma był łatwa, bo nie była by wtedy tak zaskakująca i ciekawa. Ze zdecydowanie większą zadyszką niż na Łysicy, stanęliśmy przez piękną, dwunastowieczną świątynią, którą do 1819 roku opiekowali się Benedyktyni a do dzisiejszego dnia, jak już wspomnieliśmy opiekę sprawują księża Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej – tak brzmi pełna nazwa Opactwa.

Historia tego miejsca jest długa i bardzo interesująca, dlatego zajrzyjcie na strony internetowe a zwłaszcza na stronę https://www.swietykrzyz.pl/ gdzie można wiele ciekawych informacji się o tym miejscu dowiedzieć. Piękno i urok wnętrz również dobrze było by odczuć samemu, bezpośrednio tu przybywając.

Tytuł Bazyliki Mniejszej (generalnie kościół jest pod wezwaniem Trójcy Świętej) Sanktuarium uzyskało dopiero w czerwcu 2013 roku a relikwie Drzewa Krzyża Świętego zostały przekazane przez Bolesława Krzywoustego, w roku 1306. Jeden pobyt na Górze Świętego Krzyża to zbyt mało by móc wszystko dobrze obejrzeć i zajrzeć wszędzie, gdzie jest taka możliwość, dlatego nie wykluczamy, że jeszcze kiedyś w to piękne, święte miejsce, przybędziemy.

W tak zwanym międzyczasie, nasi Przyjaciele również zaliczyli „szczytowanie” na Łysicy, uzupełniając swoja listę zdobytych szczytów do Korony Gór Polskich i po telefonicznym uzgodnieniu, zsynchronizowaliśmy nasze czynności, czyli we czworo, osobno ale jakby razem, rozpoczęliśmy swoje zejścia. Z Łysicy zejść trzeba do Świętej Katarzyny natomiast nam przypadło zejście (momentami strome a czasem łagodne) do leżącej u podnóży Świętego Krzyża, miejscowości TRZCIANKA, gdzie część pielgrzymów rozpoczynała dziś swoje CAMINO a my mogliśmy je tu zakończyć.

Doszliśmy do najbliższej wiaty przystankowej i tam osłonięci od wiatru, odpoczywając, zaczekaliśmy na transport, którym udaliśmy się w kierunku Bytomia. To nie koniec naszego sobotniego, radosnego wędrowania ze świętym Jakubem.

Już rano, jadąc DK78 w kierunku Nagłowic i Jędrzejowa, stanęliśmy w miejscowości CHLEWICE, gdzie przy samej drodze stoi kościół pw. świętego Jakuba [KOŚCIÓŁ NR 54]. Z rana zerknęliśmy tylko na rozpiskę z nabożeństwami a wracając wieczorem trafiliśmy na chwilę przerwy, między jedną a drugą mszą świętą. Wykorzystaliśmy te kilka minut na to, by nawiedzić świątynię i podziękować naszemu Patronowi za opiekę na dzisiejszym, niełatwym szlaku.

DZIĘKUJEMY naszym bytomskim Przyjaciołom za ten wyjątkowy dzień. Był inny niż zwykle, bogaty w wydarzenia, miejsca i emocje – na pewno na długo pozostanie w naszych sercach i naszej pamięci.

***

O Drodze Świętokrzyskiej św. Jakuba, możemy przeczytać :
„Droga Świętokrzyska świętego Jakuba to szlak pielgrzymkowy, który wiedzie z Warszawy przez Świerże Górne, Skaryszew, Święty Krzyż do Kotuszowa, stąd idąc dalej Drogą Małopolską świętego Jakuba, docieramy do Krakowa.
Tak możemy połączyć współczesną i dawną stolicę Polski.W roku 2017 Konfraternia Świętego Apostoła Jakuba Starszego przy Katedrze Polowej Wojska Polskiego dokonała oznakowania szlaku, poprzez namalowanie strzałki w kolorze żółtym oraz znaki z białą muszlą św. Jakuba na niebieskim tle z naniesionym złotym Krzyżem Świętokrzyskim, tzw. karawaną.” [camino.net.pl]

Dodajmy jeszcze dwa – naszym zdaniem, historyczne i bardzo ciekawe fragmenty, związane z pielgrzymowaniem po ziemi hiszpańskiej i świętokrzyskiej :

„W 1404 r. rycerz Andrzej Ciołek z Żelechowa, wzorem wojewody czerskiego – rycerza Jana Pilika, który ćwierć wieku wcześniej pielgrzymował do Santiago de Compostela, udał się w pąć na Półwysep Iberyjski do grobu Świętego Jakuba. Początek pielgrzymowania Polaków do miejsc świętych (peregrinatio ad loca sancta) miał miejsce w połowie XII w., kiedy to książę Henryk Sandomierski wziął udział w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej, co uznawano za odbycie pielgrzymki. W wiekach XIV i XV polskie rycerstwo zaczęło pielgrzymować również do Santiago de Compostela, o czym świadczą przykłady rycerzy Pilika i Ciołka.
Polska w tym czasie posiadała również swoje miejsce święte (loca sancta) – było nim opactwo benedyktyńskie na Łysej Górze, w którym od 1306 r. czczono relikwie drzewa Krzyża Świętego. W owym czasie świętogórskie sanktuarium było „duchową stolicą Polski”. Pielgrzymowała na Święty Krzyż szlachta wszystkich stanów, pielgrzymowali monarchowie. Król Władysław Jagiełło, jako pielgrzym kilkukrotnie nawiedzał opactwo. Najbardziej wymowne były jego pielgrzymki w 1386 r. w drodze na królewską koronację do Krakowa oraz w 1410 r. w drodze na pola Grunwaldu. Pielgrzymi król Władysław Jagiełło i rycerz Andrzej Ciołek odnieśli wiktorię nad zakonem krzyżackim, co opisał Jan Długosz.”

muszla szlakowa – zdjęcie Barbara

Powyższy tekst jest fragmentem WSTĘPU Przewodnika Pielgrzyma Świętokrzyskiej Drogi św. Jakuba [odcinek Warszawa – Mirzec], wydanego przez Konfraternię Świętego Apostoła Jakuba Starszego przy Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, w roku 2017, do sięgnięcia do którego serdecznie namawiamy, jeśli Ktokolwiek zechce zostawić ślady swoich stóp na tej jakubowej, trzystu-kilometrowej nitce pielgrzymiej : [https://drive.google.com/file/d/1Zw-Xys0vpXJBA5cR138QbVPgt4NgYfTT/view]

BUEN CAMINO !

4 komentarze

Dodaj komentarz