

Piesze, nocne przejście Ekstremalną Drogą Krzyżową to nie jest takie zwykłe wydarzenie, które bierze się bez planowania i bez przygotowań. To nie CAMINO, gdzie wstaniesz rano, wymyślisz plan i „po chwili” jesteś na muszelkowym szlaku.
Przynajmniej takie jest nasze zdanie, bo do tej pory przeżyliśmy kilka razy tą wyjątkową wyprawę i jak sobie przypomnimy te wcześniejsze, to możemy Wam zdradzić, że do pierwszych podchodziliśmy z bardzo dużym respektem, sprawdzając nawet kilka dni wcześniej, fragmenty tras.
Do każdej następnej podchodziliśmy jakby bardziej doświadczeni i bardziej przygotowani – zarówno fizycznie jak i duchowo – ale przecież nikt nie wie, co go pięknego tej nocy czeka. W tej DRODZE należy spodziewać się wszystkiego.
Poniższych, kilka opisów (z głównej strony EDK) niech przekonają Was, że to coś innego, wyjątkowego, żeby nie powiedzieć coś dla wielu niewyobrażalnego :
„BĘDZIE DALEKO – ekstremalnie, więcej i dalej niż zwykle. Trzeba wyjść ze znanego sobie świata.”
„BĘDZIE BOLAŁO – nie musi, ale może. Zwykle boli. To dobry moment, aby zacząć się modlić.”
„BĘDZIE POGODA – jakaś pogoda. Dlatego należy wziąć więcej ubrań niż zwykle. Na zapas.”
Czy trzeba przytaczać więcej określeń?
Chyba te wystarczą – ale żeby je samemu zrozumieć, należy wziąć osobisty udział w tym wydarzeniu.
Ten piątkowy, marcowy wieczór, rozpoczęliśmy w naszym parafialnym kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, nabożeństwem wspólnej mszy świętej w której udział wzięło wielu śmiałków, chcących podjąć wyzwanie zwane Ekstremalną Drogą Krzyżową.
Do wspólnego pielgrzymowania nocną pora zaprosiliśmy bytomskich przyjaciół caminowych, którzy z wielką ochotą dołączyli – nie spodziewali się chyba jednak, że w kościele „zaadoptują” córkę, uczestniczkę, która właśnie w Nich znalazła wsparcie towarzyskie na tę wyjątkową noc. Święty Jakub wie, że to są dobre, „rodzicielskie” skrzydła.
Nasza mała grupka w sumie liczyła sześć osób – kolejna wędrowniczka Dróg św. Jakuba z Bytomia, również do nas ochoczo dołączyła. Pięknie zapowiadała się ta wyprawa. Czternaście stacji DROGI KRZYŻOWEJ, to przynajmniej tyle postojów.
[SZÓSTA STACJA] to piękna GROTA Maryjna zbudowana w narożniku „Parku Grota” – powstałego w latach 70-tych XX-go wieku na terenie byłej kopalni galmanu „Nadzieja Marii”. Nazwę „Grota” park przyjął od występującego tu miejsca kultu w postaci zagłębienia skalnego przypominającego właśnie kamienną grotę. „W 1938 roku ks. Józef Knosała, proboszcz parafii w Radzionkowie ufundował w tym miejscu rzeźbę Matki Boskiej.” [slaskiemiasta.pl]

Droga Królewska VIA REGIA, którą zaplanowana była trasa EDK i którą podążaliśmy w tę piątkową ciemność, doprowadziła nas [idąc pod prąd] do kościoła św. Wojciecha w Radzionkowie [STACJA SIÓDMA], który stał się dla nas miejscem pierwszego posiłku i schronieniem przed niewielkim ale jednak dającym odczucie chłodu, wiejącym wiatrem. Dobrze, że bryła kościoła – z wieloma wnękami, pozwalała na to. Dotrwaliśmy tam do północy.
Sobotnie pielgrzymowanie rozpoczęliśmy od – kto by to przewidział – zabłądzenia na radzionkowskich, wąskich uliczkach. Co tam, że opis trasy w ręce, cóż, że my przecież tą drogę wędrowaliśmy wiele razy – pora wędrowania nas pokonała i musieliśmy dwukrotnie, uliczka obok uliczki wchodzić na pochyłe trakty piesze, by dotrzeć na Księżą Górę. [tym samym możemy już zdradzić, że pokonując dystans „tylko” trzydziestu kilometrów, spełniliśmy niechcący, podstawowy warunek założony przez Organizatorów EDK – uzbieraliśmy na całej trasie ponad 500 m wzniesień i podejść].
Przy kapliczce św. Huberta na Księżej Górze skurczył się nam skład osobowy – nasza koleżanka caminowa poszła w kierunku Świerklańca i Kozłowej Góry (na pełną, wyznaczoną czterdziestokilometrową trasę EDK) natomiast my, powróciliśmy na jakubowy szlak i poszukaliśmy chwili wytchnienia przy pielgrzymim krzyżu [STACJA DZIEWIĄTA I DZIESIĄTA], postawionym nieopodal wejścia do Śląskiego Ogrodu Botanicznego.

Dalszą drogą pokonywaliśmy więc w składzie pięcioosobowym ale przecież pamiętaliśmy, że przewodzi nam i opiekuje się nami święty Jakub, nasz pielgrzymowy Patron. Razem z Nim weszliśmy na szczyt Kopca Wyzwolenia [356 m.n.p.m.] i wspólnie dowędrowaliśmy pod piekarską bazylikę NMP i św. Bartłomieja [STACJA DWUNASTA].
W Piekarach Śląskich również tej nocy miały miejsce Ekstremalne Drogi Krzyżowe, więc mijaliśmy po godzinie drugiej Tych, którzy właśnie kończyli swój wyjątkowy, wieczorno-nocny wysiłek u stóp Kalwarii Piekarskiej.

Najciemniejszy i chyba najbardziej odludny fragment dzisiejszej drogi, to dojście do wyjątkowego miejsca na dzisiejszej, ekstremalnej mapce [STACJA TRZYNASTA] – do piekarsko-bytomskiej kapliczki Marii Hilf.
„Historyczne przekazy podają różne okoliczności powstania drewnianej kapliczki. Według jednej z legend obiekt został wzniesiony na przełomie XIX/XX wieku z inicjatywy bogatego mieszkańca Bytomia, z zawodu rzeźnika, jako wotum dziękczynne za uzdrowienie córki, które przypisywał wstawiennictwu Maryi. Według innej relacji motywem zbudowania kapliczki było upamiętnienie obecności króla Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich, który 20 sierpnia 1683 roku w tym miejscu przekraczał granicę między dwoma miejscowościami. Według tego przekazu monarcha ze swoimi wojskami miał maszerować tędy zmierzając na odsiecz wiedeńską. Zdarzenie to miało zostać upamiętnione przez anonimowego inicjatora wzniesieniem pamiątkowej kapliczki.”

Przepiękne miejsce, do którego zapraszamy Was serdecznie – wirtualnie https://piekary.pl/historia-kaplicy-maria-hilf/ oraz – zdecydowanie polecamy, osobiście. Będziemy śledzić piekarskie informacje o nabożeństwach lub pielgrzymkach w to miejsce. Z pewnością tu wrócimy i przypomnimy Wam o tym maryjnym zakątku na śląskiej ziemi.
Po przeczytaniu rozważań, zostaliśmy przy kapliczce jeszcze chwilkę. Nad nami rozpoczął się ptasi koncert, chyba dedykowany specjalnie dla nas. Słuchaliśmy z wielkim skupieniem i nieukrywanym wzruszeniem. Ten „słowik” z pewnością na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Według wszelkich dostępnych danych, sobotni wschód słońca zaplanowany był na godzinę 5:44 lecz nie dane nam było się z nim przywitać. Dokładnie o godzinie piątej rano stanęliśmy w pięcioosobowym składzie na dziedzińcu naszego, parafialnego kościoła. Błysk w oczach, zmęczenie i ból nóg (pewnie i innych części ciała, także) to oznaki zewnętrzne – najważniejsza była jednak wewnętrzna RADOŚĆ.
Zrobiliśmy to.
Przeszliśmy EDK w założonej przez siebie, skróconej, jakubowej wersji. Trzydzieści kilometrów przewędrowanych we własnych intencjach ale i dodatkowo tych, które zabraliśmy z kościelnego koszyka przed wyjściem na Drogę. Dodatkowe dwie intencje dźwigaliśmy w plecakach od osób spotkanych w nocy.
To naprawdę było piękne i wielkie wydarzenie dla nas i naszych współtowarzyszy.
DZIĘKUJEMY Organizatorce trasy, że poprowadziła ją nitką Królewskiej Drogi św. Jakuba i wyraziła aprobatę na nasz pomysł lekkiej korekty i modyfikacji założeń wędrówkowych. Wiemy, że była z Nami całą noc myślami i sercem.
Sobotni dzień z pewnością poświęcimy na regenerację, ale najpierw, potrzebny i wskazany, spokojny – pewnie krótki, ale jednak, sen.
BUEN CAMINO !

BUEN CAMINO 💙💛
Bueno Camino 🙂💕
Dziękujemy za Twoje towarzystwo.
Do zobaczenia na szlaku… 💛💙
Dzięki że mogłam z Wami przejść te 15 km. Dalej jak co roku sama. Tempo wolne ale całą trasa zrobiona. Oby za rok w lepszej kondycji moc znów uczestniczyć w EDK. Dzięki.
Do zobaczenia 😃
BUEN CAMINO 💙💛
Dziękujemy za wspólną noc 🙂 Do zobaczenia. BUEN CAMINO !