[REKONESANS ORGANIZACYJNY]
Trzynaście miesięcy temu weszliśmy prawie na budowę obwodnicy Sośnicowic, gdy pielgrzymowaliśmy z Sośnicowic do Taciszowa razem z Przyjaciółmi. Jeśli zerkniecie na ten wpis https://muszlewplecaku.pl/2023-04-01__sosnicowice_taciszow__14km/, to przypomnicie sobie, że obiecaliśmy przekazać info o budowie opiekunowi GKPC, celem zmiany szlaku śląsko-morawskiej Drogi św. Jakuba, dla bezpieczeństwa wędrujących nią pielgrzymów.
Od paru tygodni wiemy, że opiekunowie – jakubowi Przyjaciele, Małgorzata i Józek, pod czujnym, opiekuńczym okiem Piotra, wytyczyli i wyznakowali kleszczowsko-sośnicowickie obejście, nadając jej nowy charakter i możliwość – przykładowo – dodatkowego nawiedzenia kościoła w Kozłowie.
Jako, że przygotowujemy przejście tym właśnie odcinkiem w czasie wrześniowych Europejskich Dni Dziedzictwa [wstępnie wybrany termin to 7 września], to korzystając z majowego, świątecznego dnia, wybraliśmy się na przejście tego nowo wytyczone odcinka. Jeśli jesteście ciekawi jak nam się szło i gdzie „zaglądnęliśmy” po Drodze, to chodźcie z nami. Zawsze jest nam milej, gdy do nas dołączacie.
Oczywiście opis trasy z grubsza pozostawimy na wpis wrześniowy ale nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy co nieco napisali też dzisiaj. Fakt, że dojechaliśmy do Kleszczowa komunikacją autobusową metropolitalną nie stanowi żadnej tajemnicy bo jak już wielokrotnie wspomnieliśmy, w głównej mierze, na takową komunikację jesteśmy skazani. Za każdym razem cieszy nas sytuacja, gdy spod własnego domu możemy wsiąść w autobus, w inny się przesiąść (bez nadmiernie długiej przerwy na oczekiwanie) i dojechać do zamierzonego celu.
Akurat dojazd do Kleszczowa do takich należy.
Zbyt wcześnie dojechaliśmy na start dzisiejszego przejścia i cukiernię „Śnieżkę” mogliśmy tylko obejrzeć z drugiej strony ulicy. Ale przygotowaliśmy „wyjście awaryjne”, które jeśli będzie nam dane, zrealizujemy na zakończenie sobotniego caminowania.
Las i piękna, słoneczna pogoda i MY – cóż więcej nam potrzeba? Ochoczo wyruszyliśmy na dzisiejszą wędrówkę, ciesząc się wiosną w pełni, zielenią drzew i śpiewem niezliczonej ilości ptaków. Kukułka bardzo długo nam towarzyszyła.
Po 4,5 km dotarliśmy do leśnego skrzyżowania, na którym pierwszy raz dzisiaj powiedzieliśmy oznakowaniu „sprawdzamy”!
Było tak, jak oczekiwaliśmy, czyli Droga na wprost zmieniła się na Drogę z kierunkiem – w lewo. Uśmiechnęliśmy się do Opiekunów szlaku a to przecież był dopiero początek obejścia.
Bez problemu dotarliśmy do obiektu mostowego z autostradą A4 – szerokie przejście a i miejsce jest dla rowerzystów oraz jeżdżących tam (sporadycznie) aut. I właśnie pod tym obiektem znaleźliśmy coś, co od razu nam się spodobało.
Kilka minut później dotarliśmy do wsi Kozłów, której nazwa pochodzi od nazwy zwierzęcia domowego KOZŁA. Początki jej historii brzmią następująco :
„Pierwsza wzmianka o tej wsi pochodzi z 1279 roku. Kozłów wymieniony jest wtedy jako dość duża wieś kościelna, należąca do Jakuba, biskupa w Nysie. Do wsi należą kolonie Karnowiec i Podlesie, dawne folwarki majątku ziemskiego.”
Ponadto, możemy się dowiedzieć, że :
„W XV wieku, tuż po zwycięstwie Jagiełły pod Grunwaldem, wieś wraz z okolicą w drodze zamiany przekształcona została w dobra rycerskie, którymi w owym czasie rozporządzał jedynie król polski. Na nowych dobrach osadził on w porozumieniu z księciem opolskim, Henrykiem, śląskiego woja, który wsławił się w walce z Krzyżakami. Zgodnie z ówczesną tradycją, od nadanej mu ziemi przyjął on nazwisko Kozłowski. W pierwszym okresie dobra te liczyły 669 ha, w tym 205 ha gruntów ornych i 42 ha łąk oraz 409 ha lasów.” [wikipedia.pl]
Do kościoła św. Mikołaja dzisiaj się nie udaliśmy ale warto w tym miejscu wspomnieć, że „… w drewnianej wieży, znajduje się dzwon z 1414 roku (najprawdopodobniej, jest to najstarszy dzwon na Śląsku. Według legendy został odlany na cześć powracających wojsk biorących udział w bitwie pod Grunwaldem” [wikipedia.pl]
Dalsza Droga, to nieznane nam do dziś okolice i ścieżki, które doprowadziły nas do nitki autostrady A4 – tej samej, którą wcześniej już przeszliśmy pod wiaduktem. Kilkaset ostatnich metrów leśnych z widokiem na pole pełne rzepaku, szliśmy „na czuja” bo tak daleko Opiekunowie szlaku nie dotarli jeszcze w oznakowaniem. Wierzymy bardzo głęboko, znając Opiekunów tego odcinka, że dołożą wszelkich starań aby do września je uzupełnić, a my jak zawsze, polecamy się jako pomocnicy.
Znakowanie odcinków Dróg Jakubowych to chyba nasze „powołanie”.
Gdy minęliśmy zjazd autostradowy, postanowiliśmy dzisiaj odbić w przeciwną stronę niż prowadzi szlak śląsko-morawskiej Drogi św. Jakuba, bo założyliśmy sobie, że skoro już tu jesteśmy, to wejdziemy w dzielnicę gliwicką OSTROPA i zobaczymy dwa kościoły.
Pierwszym, po drodze, był drewniany kościół pw. św. Jerzego, który należy do obiektów Szlaku Architektury Drewnianej na Śląsku.
„Pierwszy kościół wybudowany został prawdopodobnie w 1340 roku, spalony w czasie wojen husyckich. Około 1640 roku został podpalony przez Szwedów. Z pożaru ocaleć miało prezbiterium oraz drewniana wieża (datowana na ok. 1544 rok). Do odbudowy nawy przystąpiono najwcześniej w 1665 roku, zatem prawdopodobne jest, że nawa kościoła pochodzi z 1667, jak pokazuje rok wyryty nad południowym portalem. Kościół został konsekrowany 15 września 1719 roku przez wrocławskiego biskupa pomocniczego Eliasza von Sommerfelda, w 1807 erygowano w Ostropie parafię.” [wikipedia.pl].
Chwilę porozmawialiśmy z parafianami którzy kosili trawę wokół kościoła, ale żadne z nich nie był posiadaczem kluczy do tej drewnianej świątyni. W ubiegłą niedzielę odbywał się tu odpust świętego Jerzego i kościół był dostępny dla wiernych.
Może będziemy o nim pamiętać za rok…
Nieopodal zaś, stoi nowy, murowany, zbudowany w latach 1925-1927 kościół pw. świętego Ducha, który przejął od św. Jerzego, funkcję kościoła parafialnego. Część wyposażenia kościoła starego również przeniesiono do nowej świątyni.
Wszystkie drzwi do kościoła były szeroko otwarte, zdawały się zapraszać do swego wnętrza. Wnętrza, które w tak upalne dni staje się przystanią z dodatkiem kojącego, chłodnego klimatu. Wielką przyjemnością było znaleźć się w środku i chwilę odpocząć od słońca, coraz mocniej święcącego.
Wychodząc, urzekł nas malunek świętej Cecylii…która oczywiście znajduje się w okolicach chóru, jako patronka chórzystów, lutników, muzyków i organistów.
Stanęliśmy przed kościołem dokładnie w południe, gdy najpierw zegar odmierzył dwanaście uderzeń a później odezwały się donośnie kościelne dzwony. Z tym dźwiękiem w uszach wróciliśmy w okolice zjazdu z autostrady A4, by wejść ponownie na ścieżkę jakubową i po kolejnej godzinie wędrowania, stanąć przed kościołem św. Jakuba Apostoła w Sośnicowicach.
Tu, byłaby dzisiejsza meta naszego caminowania, gdyby nie fakt, że mieliśmy umówione jeszcze jedno spotkanie „na mieście”.
A dokładniej mówiąc w okolicy kościoła w znanej Wam już sośnicowickiej Izbie Tradycji, którą niezmiennie opiekuje się Pani Tereska. Gdzie tylko możemy, opowiadamy o tym miejscu i Jej Gospodyni, bo trzeba mieć wielkie serce by opiekować się takim obiektem i co rusz decydować się na przyjęcie nowych eksponatów.
Opowieści było mnóstwo, kawa i ciastko marchewkowe z pobliskiej ciastkarni „Hania” były dodatkiem do tego spotkania a drewniany krzyż z Panem Jezusem i św. Jan Nepomucen na pewno na długo pozostaną w naszej pamięci. Mamy też nadzieję, że Pani Tereska będzie mogła dowiedzieć się czegoś więcej o tych pięknych eksponatach, które u siebie posiada.
Niby, byliśmy tam kilkadziesiąt minut a opowieść stamtąd można by rozpisać na co najmniej kilka stron. Tam po prostu trzeba dotrzeć, umówić się z przemiłą Gospodynią i zobaczyć wszystko na własne oczy, tak jak my, kiedy po raz pierwszy dotarliśmy do sośnicowickiej IZBY TRADYCJI dokładnie rok temu. Pani Tereska nam przypomniała, że 1 maja 2023 po raz pierwszy do Niej zajrzeliśmy i z przypadku lub nie, dzisiaj również w kalendarzu mamy 1 dzień maja. Z radością w oczach już planowaliśmy spotkać się (najpóźniej) 1 maja przyszłego roku, z dodatkową myślą, że może będzie to cykliczne – coroczne spotkanie, nasze z Izbą Tradycji i Pani Tereski z nami, pielgrzymami.
WIELKIE PODZIĘKOWANIE !!!
Na odchodne dostaliśmy fotografię – niespodziankę, która w kolorze wygląda jak tysiąc innych a sprowadzona do zestawienia kolorów białego i czarnego, ogląda się wyjątkowo – bo, o tym też rozmawialiśmy, kolory są ważne ale we wspomnieniach, nie najważniejsze.
Naszymi dzisiejszymi towarzyszkami pielgrzymki jakubowej były leśne szyszki. Spytacie pewnie do czego nam, mieszczuchom potrzebne te leśne skarby? Mamy głębokie przekonanie, że w grudniu ozdobią niejeden stroik, który nasi parafianie z kościoła NSPJ w Bytomiu, będą – jak co roku – tworzyć na stroikowych warsztatach w przy-parafialnej kawiarence.
Może – tak jak przed Wielkanocą, również i przed bożonarodzeniowymi świętami, zajrzymy na te warsztaty i z pomocą „jakubowych” szyszek, stworzymy stroik do ozdobienia naszego mieszkania. Stroiki będą tworzone za kilka miesięcy ale materiał należy zbierać już teraz i my się do tego zbieractwa, dziś przyłączyliśmy.
BUEN CAMINO !