Kiedy w poprzednim – 2020 roku – plany pielgrzymowania się zmieniły albo w ogóle postanowiliśmy ich zaniechać, nie myśleliśmy, że stworzymy jakikolwiek projekt jakubowy z dodatkiem osób, które tak jak my, wędrowanie drogą znakowaną muszelką mają jakby „we krwi”. Nie jest ważne, czy Ktoś wędruje lat pięć czy dziesięć. Ważne jest to, że nadal ma na to ochotę. Wielką ochotę.
Od grudnia 2020 roku więc, czyli od wyjścia z Toszka, wypatrywaliśmy tego dnia, kiedy staniemy wraz z jakubowymi Przyjaciółmi na polsko-czeskiej granicy i powiemy sobie wspólnie – ZROBILIŚMY TO. Do pełni radości zabrakło nam trojga wędrowców : Karinki z Bytomia i Przyjaciół caminowych z Lublińca, których zatrzymały kłopoty zdrowotne. Przecież – zawsze będziemy powtarzali – zdrowie jest najważniejsze !
Planowanie, omawianie szczegółów i ostateczne rozwiązania związane w wyjściem – tym żyliśmy przez ostatnie dwa tygodnie. Kto podejmie wyzwanie ostatniego odcinka? Kto i w jakiej formie będzie w ten ważny dzień? – takie pytania krążyły po naszych głowach. Ale to wszystko się rozdmuchało w dzisiejszy poranek, gdy spotkaliśmy się w Raciborzu i chętnie stawiliśmy czoła ostatniej wyprawie śląsko-morawskim odcinkiem jakubowego szlaku. Wszystko z rana dopięliśmy na ostatni guzik, auta odstawione i zaparkowane, plecaki wrzucone na plecy a uśmiechy na twarze – wyszliśmy w towarzystwie naszego patrona na tą niedzielną wędrówkę.
Wyszliśmy z kościoła Jana Chrzciciela w Raciborzu Ostrogu. Historycy wciąż się spierają i nie potrafią określić dokładnej daty powstania tego kościoła. Prawie pewne jest to, że kościół ten został wzniesiony w XIII wieku i funkcjonował on jako kościół grodzki (czyli poza obrębem fortyfikacji grodowych). Prawdopodobne jest to, że w 1307 roku kościół był drewniany i spłonął w pożarze w roku 1574. Jedne źródła mówią o pożarze pod koniec XVI wieku ale są źródła które pokazują dowody, iż pożar kościoła miał miejsce dopiero w 1637 roku. Na pewno nowy kościół który przetrwał do dzisiaj, został wzniesiony w latach 1856 – 1866. Podczas II wojny światowej kościół został zbombardowany (1945r.) jednak wiele elementów kościoła ocalało. Zachowane zostały np. witraże. Pięć lat po wojnie, kościół odbudowano. Jak nie wojna to powódź była kolejnym przeciwnikiem dla tej świątyni. W lipcu 1997 roku we wnętrzu kościoła woda przekroczyła metr. Zawalił się – w wyniku nasiąknięcia – jeden z drewnianych ołtarzy.
Pierwsze kroki naszego wędrowania oczywiście skierowane zostały na raciborski Rynek, gdzie stoi kościół świętego Jakuba. Właśnie we wrześniu 2020 roku weszliśmy do niego po raz pierwszy, kiedy to postanowiliśmy tylko we dwoje, dojść z Raciborza do czeskich Strahovic. Minęło pół roku i dziewięć dni od tego dnia a my już odwiedzamy raciborski kościół po raz trzeci. Jak już wiele razy wspominaliśmy, nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy odwiedzimy miejsca, które są nam już znane i które już wydeptaliśmy. W tym miejscu prawie możemy się założyć, że jeszcze w tym roku – w tym mieście i w tym kościele – będziemy.
Jako, że nie mamy w zwyczaju wchodzić do kościoła gdy nabożeństwa są w trakcie, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i poszliśmy dalej w kierunku miejscowości Bojanów. Droga różna, chodnik, asfalt, remontowane odcinki ale co było dla nas najważniejsze, słońce nam przyświecało, więc nawet jak weszliśmy na przy-polne ścieżki, było sucho i bezpiecznie. Po około godzinie od wyjścia po prawej stronie zostawiliśmy dzielnicę Racibórz Studzienna i kościół św. Krzyża , gdzie we wrześniu ubiegłego roku byliśmy ugoszczeni przez księdza, na kawie i ciastku.
Przerwa posiłkowa i odpoczynek zaplanowany został w miejscowości Bojanów, przy kościele Chrystusa Króla. Krótki rys historyczny : wioska należała do parafii Bieńkowice, istniała od późnego średniowiecza. Przed 1818 r. wybudowana została kaplica pw. Niepokalanego Poczęcia NMP, jako publiczna poświęcona w 1872 r. Dnia 1 III 1921 r. ustanowiona lokalia z własnym duszpasterzem, 1 X 1928 r. erygowana kuracja. Kościół wybudowany na miejscu kaplicy w latach 1925-28, konsekrowany 28 X 1928 r. przez bpa W. Wojciecha z Wrocławia. [diecezja.opole.pl]
Po posiłku, koleżanka Teresa z Mikołowa poczęstowała Wszystkich pielgrzymów ciastem własnej roboty. Zdradziła, że zrobiła je po raz pierwszy i że jest fit. Zjedliśmy ciasto z czerwonej fasoli z dodatkiem … pestek z daktyli. Coś nowego, coś ciekawego, tak jak kanapki które zrobili dla nas wędrowcy z Toszka. Kanapki z serem – również były ciekawe smakowo. Niektórzy mogą pomyśleć – czytając bloga – że na naszych przejściach głównie jemy. Jak się chodzi to pić i jeść trzeba. Nauczyliśmy się tego sami, robiąc najpierw kilka a potem kilkanaście i kilkadziesiąt kilometrów, że średnio co 10-15 kilometrów powinno się coś wypić i zjeść aby nasze organizmy miały chęci i siły iść dalej.
Wychodząc z Bojanowa można już z oddali wypatrzeć wieżę kościoła św. Wacława w Krzanowicach i tam się kierowaliśmy. Zanim jednak do niego doszliśmy, zrobiliśmy pauzę pod kościołem św.Mikołaja, gdzie … koleżanka Beata podjudziła nasze kubki smakowe przepyszną szarlotką. Pierwotnie miał to był deser zjedzony dopiero na granicy ale jakoś tak wyszło, że znalazł się i kościół, i duży (dziurawy) pień oraz chęć na chwilę przerwy.
Kościół św. Wacława dzisiaj widzieliśmy dwukrotnie. Najpierw idąc w kierunku granicy polsko-czeskiej, obejrzeliśmy go z zewnątrz, przechodząc i nie zatrzymując się. Dojście do granicy to był dla nas priorytet,
PIERWSZE ZIMOWE PRZEJŚCIE ŚLĄSKO-MORAWSKĄ DROGĄ ŚWIĘTEGO JAKUBA (POLSKIM ODCINKIEM) stało się faktem. Aż chciałoby się zakrzyczeć z radości BRAWO MY i unieść kieliszek z szampanem, celem uczczenia tej wielkiej chwili. Dla podkreślenia tej doniosłej chwili i dotarcia do tego miejsca, każdy z uczestników otrzymał CERTYFIKAT za przejście zimowego, dystansu 100-kilometrowego.
Dopiero wracając na krzanowicki rynek, weszliśmy do kościoła św. Wacława aby obejrzeć jego przepiękne wnętrza i podziękować św. Jakubowi za niedzielne przejście, za pogodę, za zdrowie i za całą drogę z Toszka. Obiecaliśmy również, że jeśli nasi pątnicy, których dzisiaj zatrzymały różne sytuacje zdrowotne zechcą przejść ten odcinek – z największą przyjemnością czekamy na hasło i wybierzemy się z nimi ponownie w drogę z Raciborza do Krzanowic.
A póki co – za sześć dni spotykamy się w Bibieli. Do zobaczenia. Ultreia ! Buen Camino !
💛💙
Serce rośnie😍Wspaniali ludzie kochający pielgrzymować szlakiem Jakuba i kochający innych, opis ekscytujący, pełen ciepła i historii. Chęć oczywiście jest😍🤗❤