Sobotę, czyli dzień wcześniej, spędziliśmy na jakubowym odcinku, by pielgrzymi, którzy przybyli ze stolicy mogli bez problemu wędrować przed siebie. W planie mieli przejście najpierw do Piekar Śląskich i Zbrosławic, a następnie na metę Ich wędrowania, czyli na Górę św. Anny, zwaną wcześniej Górą św. Jerzego, a także Górą św. Jakuba.
Konfraternia ze stolicy wędrowała również w sobotę, wychodząc z Lubszy, by przez Sączów dojść do Bazyliki w Piekarach Śląskich. Tak też uczynili, jednak większa część grupy, ze względu na zmęczenie i późną porę, zakończyła swój etap w podpiekarskim Wymysłowie.
Piękna niedziela zwiastowała jeszcze piękniejsze doznania na szlaku. Po mszy świętej i po celebracji zasłonięcia Cudownego Obrazu w Bazylice, wszyscy natchnieni Duchem Świętym spotkaliśmy i poznaliśmy się na przykościelnym parkingu. Goście z Warszawy miło nas przyjęli, a i my odwzajemniliśmy się Im ciekawą propozycją. Otóż, poprosiliśmy, aby najstarszą część pątników powierzyć jakubowej i naszej opiece i pozwolić nam, poprowadzić Ich w wolniejszym tempie niż zwykle w kierunku Radzionkowa (kilka osób najmniej zmęczonych pojechała w miejsce wczorajszej mety, czyli do Wymysłowa i stamtąd kontynuowali niedzielne pielgrzymowanie).
Okazało się, że bez sprzeciwu nasz plan został zaakceptowany i okazało się, że pod opiekę dostaliśmy większość Konfratrów. Nam to nie przeszkadzało. Pierwszym testem było podejście pod Kopiec Wyzwolenia. Wszyscy, jakby mieli po kilkanaście lat mniej, pokonali to podejście uskrzydleni z pewnością niedawnym, niecodziennym nabożeństwem w piekarskiej Bazylice. Do Radzionkowa dotarliśmy bezproblemowo. Dłuższa przerwa śniadaniowa była wskazana. Nikt nie protestował, a nawet widzieliśmy ten błysk w oku wskazujący, że przyjęli tę przerwę z radością. Tylko jedna osoba postanowiła zostać i poczekać na busa, który miał tędy przejechać i sprawdzić, czy żaden z wędrowców nie został i nie czeka na podwózkę do Rept, kolejnego busowego przystanku.
Ponad godzinny spacer do bytomskiego Segietu spowodował, że jak tylko weszliśmy w zielone, zalesione tereny wszyscy odczuli chęć skorzystania z cienia. Tak! To było wszystkim potrzebne. Ale nadal każdy miał uśmiech w sercu i na twarzach. To się czuło i nie ukrywamy, że to było dla nas bardzo pocieszające i również budujące. Tempo dostosowane do Tych najwolniejszych sprawiło, że praktycznie wędrowaliśmy w jednej, zwartej grupie.
Siedemnaście kilometrów na liczniku to moment, kiedy znaleźliśmy się przy kościele św. Mikołaja w tarnogórskich Reptach. Jak można się było spodziewać również czekał na nich bus. Wiele osób skorzystało z możliwości przebrania się, chwili relaksu na fotelu i uzupełnieniu napoi w plecakach. Patrzymy i uczymy się jaki inni wędrują, patrzymy i zazdrościmy. Górnośląski Klub raczej nie korzysta z usługi busa, który przemierza szlak z lub przed pielgrzymami, dając Im komfort wędrowania „na lekko”.
Oczywiście, przerabialiśmy to już przy wędrowaniu z Bractwem z małopolskich Więcławic Starych. I nadal zazdrościmy.
Do Sanktuarium Macierzyństwa NMP w Zbrosławicach doszliśmy w dobrych nastrojach, tym bardziej, że jak się okazało, seniorska część pątników zameldowała się jako pierwsza na mecie. Pątnicy, którzy wystartowali rano z Wymysłowa, nie dali rady Ich dogonić, sprawiając, że tym razem to oni byli dzisiaj czołem pielgrzymki. Obiecaliśmy sobie nawzajemnie, że widzimy się za miesiąc by dalej kontynuować Ich pielgrzymowanie.
BUEN CAMINO